wtorek, 30 lipca 2013

Od Rose

Podziwiałam tereny stada. Było tu tylko kilka koni, które robiły to, co ja. Długo już je znałam. Też nie mogły się przyzwyczaić do tej okropnej pustki... Delikatna mgła przysłaniała drzewa i krzewy. Trawa wydawała się być oblana smacznym mlekiem. Niebo szare i widocznie nie zamierzało zbłękitnieć. To smutne, ponieważ lato powinno być ciepłe i słoneczne. A tu cisza... Smutną atmosferę mogły tu przerwać jedynie liczne i huczne zabawy z innymi końmi; jednak one nie miały czasu. Potrząsnęłam głową i popędziłam w kierunku Naszej Łąki. Tam odpoczywał Silver. Wtulił się w gęstą trawę, jak do kołderki, ale drżał. Wiatr był zimny. Może nie czułam się jak w zimę, ale za to jak w jesień. Ciężko jest być dzikim koniem. Tu nie znajdziesz żadnej stajni, jest tylko wolność i umiejętność przetrwania. Nie chciałam go budzić, mimo, iż kusiło mnie, by zaproponować mu spacer do ogrodu. Tam zaopiekowałaby się nim właścicielka. Pomyślałam sobie, że Silver bywa "zmarźlakiem". Uśmiechnęłam się na tą myśl, mrugnęłam, a gdy otworzyłam oczy, Silver również miał je otworzone. Wytarł się o ziemię i zarżał.
- Troszkę zimno, w porównaniu do wczorajszego, upalnego dnia, prawda? - postanowiłam rozpocząć rozmowę.
Silver popatrzył na mnie.
- Owszem - nastała chwilowa cisza. - Dziwne uczucie.
Ogier popatrzył daleko w niebo, z którego zaczęło kropić. W pobliskie góry trąbił wiatr i starał się przedziurawić chmury. Było spokojnie. Rzadko kiedy zaświergotał jakiś ptak, ukryty w jednym z rozłożystych drzew. Poruszyłam głośno kopytami. Silver obudził się ze swego zadumania i popatrzył na mnie.
- Chodźmy do ogrodu. Właściciele się o nas martwią cały czas, może tam są - zaproponowałam.
- Mądry pomysł.
Ruszyliśmy spokojnie. Trudno było się przedrzeć przez krzaki. Wczoraj było tak pięknie.... Czemu Stworzyciel zepsuł nam dzisiaj, ten wielki dzień?
Ogród o tej porze wyglądał pięknie. Woda kołysała się, unosząc kilka małych kaczek. Odbijało się w niej niebo. Huśtawka zwisała. Wyglądała tak, jakby marzyła, by ktoś na niej usiadł. Drzewa także zdawały się płakać, ale nie wiadomo, czego im brakowało. Przecież przy ich nieco wystających korzeniach rosły piękne, różowe kwiaty.
- Gdzie właściciele? - zadaliśmy sobie to samo pytanie.
Nie było ich.
- Nie ma ich. Chyba się nie umówiłeś.
- Teraz pewnie siedzą w domach, wyglądając za swoje okna - myślał Silver. - Mówiłem Alicji...
Czułam w jego głośnie drobną wściekłość. Mój pysk dotknął jego, przez co nie dokończył zdania.
- Kochany... Alicji? Przecież wiesz, że ona ma dzisiaj sprzątać w pokoju. Nie ma czasu, nie może przyjść.
Zrozumiał, bo potaknął.
Nie miałam ochoty tam stać. Ruszyłam kopytami jak z bata. Nie wiedziałam, czy partner za mną biegnie, czy też nie, więc po jakimś czasie odwróciłam się. Widziałam z daleka, jak stoi z innym koniem. Nie będę przeszkadzać...
(Faith, to ty. Dokończ)

UWAGA! MINIKONKURS :)
Skąd mogło zostać wzięte to opowiadanie? Pierwsza odpowiedź w komentarzu wygrywa 5zr!

7 komentarzy:

  1. Początki stada, pierwsze opowiadanie.
    A przynajmniej tak mi się wydaje.
    ~Jenny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo :D Tak. Mniej więcej tak brzmiało pierwsze opowiadanie. Dostajesz 5zr

      Usuń
  2. Ale że ten fragment? Pewnie Silver właśnie sprząta pokój :'D

    OdpowiedzUsuń