Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Zachowanie ogiera na serio mnie zdziwiło. Mało jaki koń jest taki jak on- troskliwy, miły. dobry.
- Jetix ja ... - zaczęłam trochę jąkającym się głosem.- Ja przepraszam za moje zachowanie. Byłam wściekła. Wybaczysz mi?
- Gemma! Pewnie, że tak. Ty myślałaś, że nie?
- Noo, wiesz jak to jest.
- Wiem, wiem. Idziemy już stąd?
- No ale gdzie? Ja nie mam gdzie iść.
- To chodźmy do mnie. Mieszkał sam, a tobie na pewno się tam spodoba.
- Jak miło.
- Oj tam, oj tam.
Biegliśmy szybko. Deszcz znowu zaczął padać i to dwa razy mocniej. Ja i Jetix postanowiliśmy jeszcze biegnąć do jeziora się szybko opłukać z tego okropnego błota. Co prawda deszcz mógł nas opłukać ale zaraz znowu byliśmy brudni. Nareszcie dotarliśmy na miejsce.
Jetix?
Weszliśmy do mojej jaskini. Jak zwykle było tam chłodno i ciemno, ale przynajmniej sucho. Kiedy pierwszy raz tu dotarłem zabrałem się za jej urządzenie. Przyniosłem siano, znalazłem dość nietypowy kamień, był duży i kwadratowy a na górze lekko wklęsły. Ustawiłem go w miejscu gdzie kapała woda, dzięki czemu zawsze miałem czystą i ożerźwiającą wodą zdatną do pica. Zrobiłem także dwa posłania. Czemu dwa? Sam tego nie wiem. Zebrałem także różne łatwopalne materiały i umieściłem je w kamiennych "koszach". Dzięki hipnozie mogłem mieć wszystko, jeśli sam czegoś nie dam rady zrobić, zawsze mogę liczyć na inną istotę. Podszedłem do jednego z "koszy" i podpaliłem drewno z drugim zrobiłem to samo. Spojrzałem na zdziwioną i zaciekawioną klacz i uśmiechnąłem się, po chwili Gemma kichnęła.
OdpowiedzUsuń- Na zdrowie. - powiedziłem przyjaźnie. - Chcesz może kocyk?
- Kocyk? - spytała z zaciekawieniem.
- Tak, kocyk. Poprosiłem wikłaczy, żeby mi go zrobiły. - uśmiechnąłem się i podniosłem koc a następnie podszedłem do klaczy i ją okryłem. Przez przypadek dotknąłem jej chrap, szybko odsunąłem łeb i spojrzałem w inną stronę.