Weszliśmy do mojej jaskini. Jak zwykle było tam chłodno i ciemno, ale przynajmniej sucho. Kiedy pierwszy raz tu dotarłem zabrałem się za jej urządzenie. Przyniosłem siano, znalazłem dość nietypowy kamień, był duży i kwadratowy a na górze lekko wklęsły. Ustawiłem go w miejscu gdzie kapała woda, dzięki czemu zawsze miałem czystą i ożerźwiającą wodą zdatną do pica. Zrobiłem także dwa posłania. Czemu dwa? Sam tego nie wiem. Zebrałem także różne łatwopalne materiały i umieściłem je w kamiennych "koszach". Dzięki hipnozie mogłem mieć wszystko, jeśli sam czegoś nie dam rady zrobić, zawsze mogę liczyć na inną istotę. Podszedłem do jednego z "koszy" i podpaliłem drewno z drugim zrobiłem to samo. Spojrzałem na zdziwioną i zaciekawioną klacz i uśmiechnąłem się, po chwili Gemma kichnęła.
- Na zdrowie. - powiedziłem przyjaźnie. - Chcesz może kocyk?
- Kocyk? - spytała z zaciekawieniem.
- Tak, kocyk. Poprosiłem wikłaczy, żeby mi go zrobiły. - uśmiechnąłem się i podniosłem koc a następnie podszedłem do klaczy i ją okryłem. Przez przypadek dotknąłem jej chrap, szybko odsunąłem łeb i spojrzałem w inną stronę.
Gemma?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz