Cichy wiatr wiał przez łąki, pola, lasy... Moja długa grzywa opadała mi na szyję, a grzywka przesłaniała oczy. Dookoła wiało pustką. Nie widać było koni. Nigdzie nie mogłem znaleźć Faith ani mojego synka. W oddali zauważyłem znajomą sylwetkę. Po chwili była już przy mnie Cortina.
- Tatusiu... - szepnęła przez łzy i oparła swój piękny pyszczek na moim karku.
- Co się stało myszeńko?
- Gdzie są konie? Gdzie są wszyscy? Gdzie mamusia? I mój braciszek?
- Nie wiem.
Położyłem się, a córeczka wtuliła się w moją szyję. Patrzyłem na jej wielkie, piękne oczy tak bardzo przypominające Faith. Wkrótce klaczka zmęczona płaczem, zasnęła. Wzrokiem szukałem kogokolwiek. Faith, Jenny, Rudego, Rose, Silvera... Nikogo nie było... Brakowało mi tego ciepła.
***
Noce były zimne. W jaskini płonęło ognisko rozpalone za pomocą mocy. Nagle w wejściu zamajaczyła sylwetka dobrze znanego mi ogiera. Rudy....
(Rudy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz