Przypatrywalem się upartej klaczy. W końcu się podeszłem i kazałem jej iść do jaskini.
-Ja nigdzie nie pójdę- upierała się
-A założymy się że pójdziesz?
-Nie. Zostaję z wami.
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Możemy się tak kłucić do woli- powiedziałem
-Trudno, zostaję tu.
-Masz całą naogę spuchniętą
-Ja nic nie widzę.
-A ja tak. Pomyśl... co powie Day jak zobaczy co sobie zrobiłaś?
-Nic. Idę z wami
-Nie
-Tak
Westchnąłem. Nie wiedziałem jak zaprowadzić zdyszaną i do tego bardzo upartą Betę. W końcu podeszłem do niej i powiedziałem:
-Wiem że jesteś bardzo odpowiedzialna i że te krzyki mogą oznaczać pomoc jednego z członków stada, ale nie możesz wszystkiego ogarnąć. Ty idź do lekarza opatrzyć nogę, a my się wszystkim zajmiemy.
-Ale...
-Żadnego ale. To jak?
Patrzyłem przez chwilę na klacz, która grzebała kopytem w ziemi, lecz nadal wpatrywała się we mnie.
-No dobra, ale
-Tak, zajmiemy się tym.
-Trzymam cię za słowo- powiedziała i zawróciła.
-*Dziękuję*- powiedziałem w mysli.- Harry, pójdę z nią. Zostaniesz tu?
-Spoko- odpowiedział ogier i oparł się o drzewo.
**************************
Gdy odprowadziłem Betę do lekarza i jej jaskini, pognałem galopem do Harry`ego.
-I co?
-No właśnie nic- odpowiedział
Zamyśliłem się. Ostatnio batrdzo dziwne rzeczy się tu dzieją.
<Harry? Brak weny... OKROPNE!!!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz