niedziela, 15 września 2013

Od Twister'a

Zostałem obudzony brutalnym kopem w pysk. Poczułem smak krwi. Delikatnie uchyliłem jedną powiekę, a świat przede mną spowiła delikatna mgiełka. Mocno zbudowane nogi przysłoniły mi widoczność.
- Wstawaj! – rozległo się w moich uszach.
„To już koniec” – pomyślałem i wstałem. Jednak zaraz potem przewaliłem się płasko na ziemię. Nogi trzęsły mi się jak galarety, nie miałem siły się ruszać. Kolejne kilka kopnięć dobiło mnie totalnie. Gigantyczny ból pochłonął moje ciało. Płonąłem od wewnątrz. Przy życiu trzymała mnie tylko myśl o Jess i źrebakach. „Wrócę do was”. To zdanie latało mi teraz po głowie. Czułem się im potrzebny. 
Nagle ktoś podniósł mnie na siłę.
- Wstawaj, nie słyszysz!? – wrzasnął mi do ucha. – Mamy dzisiaj bitwę do wygrania!
Na wacianych nogach przeszedłem kilka metrów i ponownie upadłem. 
- Przecież nie dam rady! – krzyknąłem co sił i zamknąłem oczy. 
Ktoś westchnął i kilka koni wyprowadziło mnie na zewnątrz. Całe stado ogierów szło dookoła mnie. 
- Lepiej się postaraj! – jeden z nich krzyknął w moją stronę.
Niedługo potem szedłem już sam, ale sprawiało mi to wiele trudu. Nagle… pojawiło się moje stado. Moje kochane stado! Miałem ochotę tam biec, co może by się powiodło, gdybym miał siłę! Wszędzie były duchy. Konie od nas i ze stada ogierów. Wśród nich były dwie znane mi klacze – Nefira i Bella. Nefira próbowała się do mnie dostać, ale nie wiedzieć czemu nie mogła. Bella… była przerażona. Popatrzyłem tam, gdzie ona. Patrzyła na… Jess i źrebaki!
Oniemiałem. Zatrzymałem się, przez co zostałem kopnięty. Co ona tu robi? Dlaczego teraz!? Chwila… Wszystkie klacze tu są! Czemu…? Czemu!?
Nagle rzuciliśmy się do ataku. Kilka koni pobiegło w stronę mojej parterki i potomstwa. Ruszyłem za nimi. Nie wiem skąd znalazłem w sobie dużo siły i kopnąłem jednego z koni. 
- Hej! Teraz jesteś z nami! – krzyknął i walnął mnie w czoło. 
Upadłem, a ogier pobiegł do mojej rodziny. Z przeraźliwym uśmiechem na pysku stworzył kulę ognia. Jess i maluchy zaczęły uciekać, ale były zbyt wolne. Koń mentalnie rzucił ognistym wytworem w moją rodzinę… I wtedy pojawiła się Wild. 
Odważnie osłoniła mą rodzinę, ale sama stanęła w ogniu. Z przeraźliwym krzykiem zaczęła się tarzać w trawie, ale to nic nie dawało. To nie był zwykły ogień. Był magiczny. Wild nie miała szans. Żar powoli pochłaniał ją całą, a ona musiała znosić koszmarny ból. Powoli zaczynała ginąć w cierpieniach. Gdybym mógł jej pomóc…
Jess uciekła już daleko, z przekonaniem, że młode są tuż za nią. Ale myliła się… Levata i Jack byli sporo za nią. Nie biegli tam gdzie ona. Jednak zorientowała się za późno, bowiem w ich stronę pędziło już kilka potężnych ogierów. Zauważyli to Apollo i Hope, którzy szybko pobiegli do nich. Zaczęła się krwawa walka, a ja powoli traciłem siły. Niemalże słyszałem Jess, jak chce do mnie przybiec, ale wiedziałem, że nie może. To zbyt niebezpieczne. Rozluźniłem się. Cały stres zniknął. Bałem się tylko o rodzinę i znajomych. Chciałem dotrwać do końca. Jednak już nie walczyłem. Normalnie zamknąłbym teraz oczy i czekał na śmierć, ale coś kazało mi patrzeć na walkę…
Hope, poważnie ranna, zawróciła i zaczęła uciekać ze źrebakami. Apollo został sam. Jak palec. Było jasne, co się stanie. 3 konie zaatakowały go z wszystkich stron. Jeden miał chyba żywioł ziemi, bo nagle wyrosły długie gałęzie, które oplotły się wokoło Apolla. Ścisnęły go mocno, tworząc na jego ciele mnóstwo ran, po czym wciągnęły pod ziemię. 
Hope i młode uciekały, a za nimi pogoń. Trzy potężne ogiery, te same, z którymi walczyli ona i Apollo. Widziałem, jak jeden z nich, dereszowaty, przygniata Levatę do ziemi. Poleciała mi łza. Jednak pojawił się potężny, srokaty shire i kopnął deresza, odejmując mu przytomność. Wziął Levatę na grzbiet i pobiegł za Hope i Jack’iem. Bałem się o córkę. Co jeśli nie żyje? Była prawie cała we krwi… 
Wild spłonęła już prawie doszczętnie. Życie z niej uszło, a dusza opuściła ciało. Było wyraźnie widać, jak opuszcza nasz świat. Czyli pragnie spokoju…
Po Apollo została tylko kupka ziemi we krwi. 
A ja leżałem i czułem wyraźnie swój puls. Nie patrzyłem już na wojnę. Nie słyszałem nic. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się w ciszy i spokoju, po czym opuściłem swoje ciało…
Ale zostałem na tym świecie, mimo obietnicy złożonej Nefirze. Zrobiłem to dla Jess i młodych…

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz