W jaskini stałam nad Levatą. Łzy same spływały mi po policzkach. Nagle usłyszałam :
-Mama? - słodki głos Levaty.
Tak to głos Levaty !
- Córeczko ! - powiedziałam szczęśliwa
- Gdzie Ja...Jack - powiedziała z trudem
Obróciłam się mojego synka nie było.
- O nie! - krzyknęłam
Chciałam wybiec i go szukać nie mogłam musiałam pilnować Levaty. Po
chwili mała usnęła powiedziałam klaczom żeby czuwały nad nią. Pobiegłam
czym prędzej tam gdzie był Twister. Nie myliłam się mój partner tam
leżał dalej a Jack płakał. Podbiegłam do niego.
- Mamo czy tata żyje? - spytał zapłakany Jack
- Tak tylko śpi głęboko - powiedziałam załamana.
Pocałowałam Jack'a w czułko. Stałam przy Jack'u. Spłynęła mi łza. Nagle ktoś wyszedł zza krzaków. Był to ogier. Ojciec Belli.
- Czego chcesz ? - zapytałam ostro
- Mamo kto to? - spytał Jack
- Nie czas na rozmowę potem ci powiem a teraz cwałem biegnij do jaskini klaczy ! - powiedziałam stanowczo
-Mamo ! - krzyknął Jack
- Już biegnij!
Mój syn zaczął biec cwałem. Ojciec Belli chciał pobiec za nim. Nie pozwoliłam na to kopnęłam go z całej siły.
- O a więc to twój umarły partner? - spytał z szyderczym uśmiechem na pysku
- On nie umarł ! - krzyknęłam
Znowu dałam mu mocnego kopniaka.
- Nie dam ci zabić mojej rodziny ! - warknęłam
Kopnęłam go jeszcze mocniej. On się odwrócił i zaczął biec. Pocałowałam Twistera w czoło. Spłynęła mi łza......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz