Wstałem wcześnie moja rodzina jeszcze spała ja mimo ciężkich prób nie
zasnąłem drugi raz, więc postanowiłem się przejść wyszedłem na dwór a
tam było niezwykle przyjemnie miałem ochotę galopować bez końca ale za
bardzo chciało mi się pić. Kiedy doszedłem do rzeki zobaczyłem że jest
zamarznięta więc uderzyłem w lód kopytem kilka razy ale to nic nie dało
lód był za gruby. Za którymś uderzeniem poczułem że nie mogę oderwać
kopyta od lodu przymarzło do lodu i za nic nie chciało się odlepić.
Wołałem rozpaczliwie o pomoc i modliłem się o deszcz gorącej wody który
odlepił by mi kopyto od lodu ale nic takiego się nie stało a ja stanąłem
i zacząłem szukać wyjścia z tej sytuacji. W końcu doszedłem do wniosku
że ja przecież mogę się teleportować więc pomyślałem o ciepłej jaskini i
już czułem że się teleportuje ale niestety po chwili znów stałem z
kopytem przylepionym do lodu, nie pozostało mi nic innego jak krzyczeć o
pomoc. Krzyczałem dość długo aż w końcu zaczęło boleć mnie gardło i
krzyknąłem jeszcze raz. Potem nagle zza drzew wyłoniła się kara klacz ze
śladami po krwi na zębach i patrzyła na mnie "wzrokiem, który potrafił
zabijać". Ja powiedziałem sobie w duchu że to już koniec.
<Wolf Dark?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz