sobota, 28 grudnia 2013

Od Havanes'a

Wstałem wcześnie moja rodzina jeszcze spała ja mimo ciężkich prób nie zasnąłem drugi raz, więc postanowiłem się przejść wyszedłem na dwór a tam było niezwykle przyjemnie miałem ochotę galopować bez końca ale za bardzo chciało mi się pić. Kiedy doszedłem do rzeki zobaczyłem że jest zamarznięta więc uderzyłem w lód kopytem kilka razy ale to nic nie dało lód był za gruby. Za którymś uderzeniem poczułem że nie mogę oderwać kopyta od lodu przymarzło do lodu i za nic nie chciało się odlepić. Wołałem rozpaczliwie o pomoc i modliłem się o deszcz gorącej wody który odlepił by mi kopyto od lodu ale nic takiego się nie stało a ja stanąłem i zacząłem szukać wyjścia z tej sytuacji. W końcu doszedłem do wniosku że ja przecież mogę się teleportować więc pomyślałem o ciepłej jaskini i już czułem że się teleportuje ale niestety po chwili znów stałem z kopytem przylepionym do lodu, nie pozostało mi nic innego jak krzyczeć o pomoc. Krzyczałem dość długo aż w końcu zaczęło boleć mnie gardło i krzyknąłem jeszcze raz. Potem nagle zza drzew wyłoniła się kara klacz ze śladami po krwi na zębach i patrzyła na mnie "wzrokiem, który potrafił zabijać". Ja powiedziałem sobie w duchu że to już koniec.
<Wolf Dark?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz