-Czego wielmożna pani sobie życzy? - zaczęłam oblizując ostre zęby i mrużąc zielone połyskliwe oczy - Następna chętna opuścić ten świat, prawda?
Klacz zmieszała się. Powoli odetchnęła. Opanowała drżenie nóg.
-Dlaczego porwałaś Avocado? - zaczęła spokojnie choć można było wyczuć jej śmiertelny strach na odległość
-Ponieważ chciałam troszeczkę świeżej krwi - odparłam spokojnie obserwując żyły napinające się na jej skroni - Po co tu przyszłaś moja droga? Chyba nie myślisz, że wam go oddam. - odparłam ziewając
Moja rozmówczyni próbowała przełknąć gulę stojącą jej w gardle. Zrozumiała, że dla ogiera nie ma już ratunku.
-Chyba, że proponujesz mi wymianę - moje oczy błysnęły
-Jaką wymianę? - zapytała klacz z nutą nadziei przeszytą grozą bliskiej śmierci
-Mogłabym wypuścić członka waszego stada, jeśli ktoś byłby tak miły i go zastąpił... - ciągnęłam spokojnie swoje wywody - Na przykład Ty.
Klacz drgnęła nieznacznie. Opuściła niżej głowę.
-Skoro do tego zależy czy wypuścisz Avocado to zgadzam się na warunki ugody. - podniosła głowę i przymknęła oczy.
Wiedziała co ją czeka.
-Skoro tak to możemy iść. - odparłam z zadowoleniem
Szłyśmy w milczeniu. Jej kopyta zapadały się w śniegu. Apatycznie patrzyła na ślady moich łap i myślała. Dużo myślała. Może o tym co mogła by zrobić, by uratować Avocado i samemu wyjść z tej opresji bez szwanku, a może o tym co mogłaby jeszcze zrobić, jeśli wróciłaby teraz do stada.
Nagle zatrzymała się w miejscu i ani myślała iść dalej.
-Twoje moce?
-Zniknęły - potwierdziłam jej przypuszczenia - Jeśli przekraczasz granice to twoich mocy już nie ma. - dodałam
Jenny CD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz