sobota, 31 sierpnia 2013

Od Martela - CD historii Harry'ego

Jeden z karych ogierów, rzucił się na mnie. Niestety, zrobiłem unik, a on upadł na ziemię. Wykorzystałem okazję i spowodowałem, że jego dusza wyleciała z niego. Kary napastnik zmarł. A jego dusza zapadła się pod ziemie. Postanowiłem pomóc Harry`emu, który już był nieco zmęczony. Podeszłem ogiera od tyłu i zaatakowałem go kulą z ognia. Ogier padł na ziemię. Oczywiście nie poradziłbym sobie, gdyby Harry go nie zmęczył.
-Dobra robota, Harry. Zgrana z nas para- odpowiedziałem i uśmiechnąłem się.
<Harry?>

piątek, 30 sierpnia 2013

Od Harry'ego - CD historii Martela




- Jeszcze nigdy nie zrobiłem czegoś bardziej szalonego! Martel! przy tobie nie da się nudzić! Powtórzymy to?
Ogier jeszcze nie zdążył nic odpowiedzieć a zza drzew które były dość daleko wyszli zwiadowcy ze stada z którym toczymy wojnę. Były to dwa kare ogiery, bardzo dobrze zbudowane i o wiele większe od nas.
- Martel może się gdzieś schowamy zanim oni ...
A Martel'a już nie było przy mnie. Zobaczyłem, że ogier zbliża się do przeciwników. Jakby mu się coś stało to było by na mnie, że to przeze mnie więc pobiegłem do niego najszybciej jak umiałem.
- Martel ty oszalałeś czy co?!- powiedziałem jednocześnie wciągając ogiera za wielki krzak dzikiej róży.
- Harry co ty odstawiasz? Chciałeś się dobrze bawić co nie!? Chodź a nie gadaj. To, że oni są od nas więksi to nie znaczy, że my jesteśmy słabi.
- No dobra ale jak się nam coś stanie to będzie twoja wina.
- Nie histeryzuj.
Podchodziliśmy coraz bliżej i bliżej. Gdy już byliśmy wystarczająco blisko wyskoczyliśmy na nich i zaczęliśmy używać swoich mocy. Ja jako posiadacz żywiołu śmierci próbowałem zabić jednego z ogierów wzrokiem ale na darmo. Natomiast Martel próbował wejść w duszę drugiego. To było oczywiste, że nie damy sobie z nimi rady ale Martel musiał się uprzeć.
Martel?

Od Jess i Twistera - CD


Chciałam wstać i pójść. Nie pozowliły mi.
***
Doszedłem na miejsce. Kilka ogierów z naszego stada stało i obserwowało. Ktoś się zbliżał.
- O, Twister! - powiedział któryś z naszych. - Przydasz się!
Pokiwałem głową. Myślami byłem przy Jess. Cały czas martwiłem się o nią... Czy wyjdzie? Czy coś jej będzie? No i o nasze źrebaki...
***
Po kilku godzinach przyszeł Twister. Szukał mnie po jaskini nagle mnie zobaczył. Nic mi nie było stałam.
- Twister ! - krzyknełam
Nie podchodziłam jedynie on do mnie.
- Martwiłam się
***
- Ja też. W sensie o ciebie, martwiłem się o ciebie. Wszystko dobrze?
***
- Tak - powiedziałam.
Przytuliłam się do Twistera.
***
Uspokoiłem się trochę.
- To dobrze, kocham cię, Jess i nie chcę, aby coś ci się stało. Uważaj na siebie, dobrze?
***
Kiwnęłam głową.
- Ale ty znowu idziesz ? - spytałam
***
- Wybacz, muszę... Przeciwnicy atakują...
***
Przytuliłam się jeszcze raz do Twistera.
- Nie zrób sobie krzywdy - powiedziałam
***
- Nie martw się o mnie. Nie myśl o tym. Żyj chwilą - pocałowałem Jess. - Kocham cię! - krzyknąłem odchodząc.
Ta bitwa będzie trudniejsza niż inne...
***
Zamartwiałam się. Niestety , nie mogłam widzieć sie z Twisterem...
***
Przybyłem na miejsce. Ogiery z naszego stada stały blisko siebie i szykowały się do ataku. Wbiłem się w tłum. Kątem oka ujrzałem Nefirę i mnóstwo innych duchów. Klacz jednak kręciła głową. Jakby... miała złe przeczucia...?
***
Stałam sprzodu jaskini. Czekałam aż przyjdzie Twister....
***
Chwile mijały niemiłosiernie długo. Aż do tego momentu... Gdy wyskoczyli wrogowie. Było ich zbyt wielu... Nie mieliśmy szans...
***
Wyszłam z jaskini klaczy. Nie mogłam bez czynnie tam stać. Poszłam gdzieś daleko. Niestety doszłam tam gdzie był Twister. Ujżał mnie i zaczął biec w moją strone....
****
- Uciekaj, Jess! Szybko! - wrzeszczałem.
Byłem przerażony. Nagle uderzył mnie inny koń. Jess chciała biec do mnie.
- Nie! Uciekaj, teraz!
Nie mogłem wstać. Samiec przygniótł mnie do ziemi. Inny poszedł w kierunku Jess.
- Nie! Nie! Musisz uciec! Poradzę sobie!
**
Nie uciekałam stałam w miejscu.
- Nie Jess ! - krzyknął Twister.
Koń zaczął biec w moją stronę. Był kawałek ode mnie. Steleportowałam się koło Twistera.
- Złap się mnie !
Ogier złapał mnie jak najmocniej. Przeteleportowałam nas do jaskini klaczy.
***
Zerwałem się. Nie miałem za bardzo sił, ale powiedziałem głośno:
- Ogiery z drugiego stada zbliżają się! Musicie zachować ciszę. Czy któraś z was jest wojowniczką, która jest w stanie walczyć?
Kilka z klaczy podniosło się i pokiwało głowami. Jess też.
- Wybacz, ale musisz tu zostać. Nie wiem, co zrobiłbym bez ciebie....
***
Podeszłam do nie go. Przytuliłam się.
- Twister nie martw się mną.
- Nie wybaczę jeśli ci się coś stanie.
***
Popatrzyłem jej prosto w oczy. Czas uciekał.
- Muszę wracać na pole bitwy. Nie wychodź. Czekaj na mnie. Kocham cię.
I powoli, razem z klaczami gotowymi do walki wyszliśmy. Zaraz po przybyciu zdarzyło się coś...
CDN



Od Martela - CD historii Harry'ego

-Nie długo jesień. Pięknie tu- powiedziałem po czym dodałem:
-Ej. Mam świetny, a zarazem szalony pomysł- powiedziałem do ogiera
-A jaki?
-No więc… chodź do Rzeki Duchów.
-Ale…- nie dokończył, ponieważ pogalopowałem w stronę wody.
++++++++++++++++++++++++
Dotarliśmy na miejsce. Wszedłem na skały. Sprawnie dotarłem na szczyt.
-Gdzie ty włazisz?
-Nie gadaj tylko wchodź… Jest super!- krzyknąłem i rozejrzałem się. Ogier dotarł na miejsce.
-No więc teraz… skacz!- krzyknąłem i skoczyłem, zjeżdżając na kopytach.
-Że… że co!- krzyknął ogier.
Niestety pociągnąłem go za sobą. Nagle za nami zaczął się staczać wielki głaz.
-Harry! Uważaj!- krzyknąłem i skoczyłem jeszcze raz zjeżdżając na kopytach.
Ogier zaczął zbiegać ze skały. Wyrównał ze mną. Głaz był co raz bliżej.
-Ju-huuu!- krzyczałem i popchnąłem Harrego na bok. Upadliśmy na trawę. Śmiałem się w niebogłosy.
-Ale był czad!- krzyknąłem do ogiera
Harry spojrzał na mnie cały zdyszany i odpowiedział:
<Harry?>

Od Harry'ego


Czułem się taki samotny. To znaczy w sensie innym niż sądzicie. Nikt w stadzie nie był taki jak ja. Nie mówię jednak teraz o Faith czy Rudym. Oni są moimi przyjaciółmi ale nie są tacy jak ja! Postanowiłem poznać jeszcze lepiej członków stada. Ruszyłem w stronę ogiera imieniem Martel.
- Hej- zacząłem.- Jestem Harry, a ty pewnie jesteś Martel. Faith mi o tobie mówiła.
- Hej- odpowiedział radośnie.- Po co się mi przedstawiasz? Przecież się znamy.
- Tak? To dobrze. Już myślałem, że będę musiał opowiadać ci całe moje życie. Ty znowu mi i tak zmarnujemy cały dzień na gadaniu o sobie.
- Na pewno całego dnia byśmy nie zmarnowali na gadanie bo jest wojna. Wiesz chyba, że konie z tamtego stada mogą nas zaatakować w każdej chwili. Harry nie są teraz tak łatwe czasy.
Wiedziałem co ogier ma na myśli ale nie chciałem pierwszej rozmowy zaczynać wojną.
- Nie obraź, że się tak pytam ale czemu akurat wybrałeś mnie na rozmowę a nie na przykład Faith czy Jenny?- zapytał trochę zakłopotany ogier.
- Słyszałem, że jesteś szalony tak jak ja a o bratnią duszę nie jest teraz tak łatwo.
- He, he. Skąd wiesz, że jestem szalony!? Wcale nie jestem! Jestem taki jak wszyscy.
Popatrzyłem na Martel'a jednocześnie pokazując, że bardzo dobrze wiem, że jest on szalony. Znowu nie chciałem pokazywać rozśmieszenia. Nagle zapanowała cisza. Ja i ogier podziwialiśmy z najwyższego punktu na łące letni krajobraz zamieniający się w kolorową jesień.
Martel?



Od Denivera - Na sam początek… (cz. 2)

…Czekałem i myślałem co może się zdarzyć. Nagle zza krzaków wyleciało wielkie czarne coś. Nie mogłem określić dokładnie co to było, tak czy siak, nie miało dobrych zamiarów. Mgła utrudniała widoczność. Zrobiłem przed sobą tarczę z lodu. Wiedziałem że to nie pomoże. To coś było coraz bliżej. Miałem już atakować, gdy nagle zniknęło. Nastawiłem uszu. Próbowałem go wyczuć, lecz nic nie wskazywało by była tu żywa dusza. Postanowiłem jednak pójść w mniej mgliste miejsce. Poszedłem do znanego mi już miejsca- Wesołego Parku. Skubnąłem trawę. Nadal miałem wrażenie że byłem śledzony. Nastawiłem uszy. Nagle za moimi plecami ktoś się pojawił. Podniosłem głowę i przypatrzałem mu się uważnie. Był to młody kasztanowaty ogier.
-Hej. Nazywam się Kagerou Etto.
-Cześć. Deniver. Fajne imię.
-Dzięki. Mama mi takie nadała.
-Idziesz gdzieś?- spytał ogier
-Teraz kieruję się na... dokładnie nie wiem gdzie- odpowiedziałem.
Ogier chciał widocznie odpowiedzieć, lecz ja mu przerwałem.
-... a może masz ochotę na mały galopik. To znaczy nie wyścigi tylko tak trochę przebiegniemy się. Co ty na to? Acha. Mogę mówić Etto, czy tam Kagerou? No chyba że życzysz sobie żebym inaczej mówił- uśmiechnąłem się żartobliwie. Dotarło do mnie że chyba się rozgadałem. Spuściłem oczy i odpowiedziałem:
-Jeśli przeszkadza ci moja paplanina to po prostu powiedz. Jestem... a znaczy byłem taki rozgadany od dzieciństwa... no i...znowuż się rozgadałem- tym razem poczułem lekki wstyd.
-*Za dużo gadam- stwierdziłem- Za dużo*- myślałem na okrągło.
Tym czasem ogier przypatrywał mi się z ciekawieniem. W końcu odpowiedział:
<Kagerou Etto?>

Od Martela - Pochmurny dzień i wielki stres…

Chodziłem jak to zwykle w pobliżu Pewnego Lasu. Jakoś polubiłem to miejsce. Można było tu rozmyślać, a nawet położyć się wśród drzew i pomarzyć. Lecz teraz było inaczej. W lesie czaili się wrogowie. Kare ogiery, które napadły na nasze stado.
Nie musiałem być przy źrebakach, ponieważ teraz je pilnowała Alice. Miała tylko na razie dwa źrebaki, ale już słyszałem że mają przyjść następne. Ucieszyłem się. Kocham źrebaki. Kocham się bawić. Ogółem… kocham dzieci. Beztrosko latają po łąkach i niczym się nie martwią. Szczęśliwe i pełne energii. Niech korzystają z tego. Dużo koni nie miał takiego dzieciństwa. Jednak przed dorosłością nie da się uciec. Cortina i Kagerou dorośli. Ach… jak to szybko minęło. Przed chwilą były jak ziarnko grochu. Maleńkie. Uświadomiłem że gadam jak rodzic. Otrząsnąłem się z transu. Chociaż byłem zamyślony, to uśmiech z mojej twarzy nie znikał. Lecz wiedziałem w jakie niebezpieczeństwo się ładuję jak wejdę sam do lasu. Byłem na skraju. Ale to że Martel jest z natury bardzo ciekawy, więc Martel postanowił pójść do lassu. Nie wiedziałem jednak że ktoś za mną idzie. Odwróciłem się. Za drzewem coś stało. Postanowiłem to sprawdzić. Podeszłem i moim oczom ukazał się…
CDN

czwartek, 29 sierpnia 2013

Od Kagerou

Słyszałem o tym, że coś ukrywa. Matka ciągle zachwycała się romantyzmem, ale ona wszędzie dostrzeże coś romantycznego. Słysząc wołanie natychmiastowo ruszyłem przed siebie. Samotność mi odpowiadała. W Ogrodzie Zakochanych odwracałem wzrok od mizdrzących się do siebie par i cierpliwie czekałem na przybycie właścicielki. Ta zaś zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Oczywiście, nie obyło się bez klasycznego "Ale jesteś już wielki!". Pod pretekstem nawału zajęć opuściła mnie równie szybko, co przybyła. Nie mając jakiegoś sensownego zajęcia poszedłem na łąkę. Perspektywa tłumu koni może i nie była zachwycająca, ale zawsze można dowiedzieć się czegoś nawet i o sobie, chociaż nie miało się o tym pojęcia. Tymże sposobem dowiedziałem się, że rzekomo coś ukrywam.

Co dziwne, zwykle przepełniona łąka teraz gościła garstkę koni. Podszedłem do Lysandra. Był ode mnie odrobinę starszy, ale to ja byłem "tym silniejszym". Lubił się przekomarzać.
- Ach, w końcu. Dzień dobry, dzień dobry... Co dzisiaj mamy w planach? - jak zawsze, uśmiechnął się. W sumie, to uśmiech prawie nigdy nie znikał z jego twarzy.
- Myślałem, że już coś wymyśliłeś.
- No, w końcu tylko ja z tu obecnych mam choć odrobinę tego, co nazywają "mózgiem"...
- Rozejrzyj się. Wszyscy nagle nabrali dystansu do karych ogierów z naszego stada.
- Ja nie jestem kary. Ty nie jesteś kary. Nikt z twojej rodziny nie jest kary.
- Babcia jest.
- Ale babcia tu nie należy - przewrócił oczami.
Zapadła cisza. Zadecydowałem, ze wrócę do jaskini. Kłusem dotarłem do celu i położyłem się na miękkim legowisku. Nikogo tam nie było, najwidoczniej poszli się przejść. Zagłębiłem się w myślach i dałem ponieść fantazji. Wizja, która co raz mnie nawiedzał, powróciła. Wizja przyszłości. Urywała się w pewnym momencie, kiedy następowało rozwidlenie drogi. Były dwie opcje. Obie pod wielką niewiadomą. Widocznie muszę cierpliwie czekać.

Od Cortiny - do Rudego

Do jaskini wszedł piękny, młody ogier. Oczy zaiskrzyły mi się. Wesoło pobiegłam i ,,przypadkiem'' potrąciłam ogiera.
- Przepraszam bardzo - powiedziałam.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się uprzejmie. - Jestem Rudy. A ty?
- Concordia - skłamałam.
Wiedziałam już kim byli moi rodzice. Wiedziałam, że większość koni była bardzo ostrożna i sztuczna w stosunku do mnie jak wiedzieli kim jestem.
***
Cały dzień spędziłam z ogierem. Był bardzo miły. Bawił się ze mną, ale potrafił posiedzieć i pomarzyć.
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć - szepnęłam.
- Tak?
- Na prawdę nazywam się Cortina.
Ogier spojrzał na mnie. Czy będzie taki jak wszyscy i będzie lubił moje stanowisko? A może będzie inny i będzie lubił mój charakter. Moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Rozmarzyłam się totalnie. Z zamyślenia wyrwał mnie głos ogiera.

(Rudecki?)

Cortina i Kagerou Etto dorośli!


Imię: Cortina
Wiek: 2 lata
Płeć: Klacz
Cechy: Zawsze uśmiechnięta, urocza, zabawna, wie jak ma się zachowywać, szanująca starszych, wesoła, lubiąca pobrykać, czasami woli jednak posiedzieć z boku, odważna, ale czasami chowa się za rodzicami, albo starszym o parę godzin bratem, którzy bronią jej w razie niebezpieczeństwa.
Stanowiska: Młoda samica beta
Żywioł: Czas, sny
Moce: Wszystko związane z żywiołami, tworzenie różnych rzeczy i przenoszenie ich za pomocą myśli, niewidzialność, teleportacja (w przeszłość, w inne miejsca, itp.), władza nad umysłem (może zacierać pamięć, ,,dodawać'' nowe rzeczy do umysłu, władać myślami, itp.)
Partner: Szuka, zakochana we wspaniałym ogierze
Rodzina: Mama - Faith, tata - Day Dream i brat - Kagerou Etto.
Historia: Urodzona w Stadzie w trakcie wojny. Bardzo kocha swoich rodziców. Mało widzi ojca, o którego ciągle zamartwia się matka, bo on walczy. Mama opiekuje się nią i bratem, którego Cortina kocha ponad życie.  Dorosła w trakcie wojny. Czeka na jej koniec by móc rozwijać moce oraz spokojnie bawić się i dorastać.
Właściciel: Labelle
























Imię: Kagerou Etto
Płeć: Ogier
Wiek: 2 lata
Cechy: Cichy, godny zaufania, odpowiedzialny, podchodzi do wszystkiego z dystansem. Ironiczny, opiekuńczy, rodzinny. Wytrwały, marzyciel, ma dystans do siebie i poczucie humoru. Zwinny, szybki i silny.
Stanowisko:Strażnik
Żywioł: Powietrze, ogień.
Moce: Związane z żywiołami. Może kimś manipulować, oddycha pod wodą.Potrafi zobrazować swoje myśli tak, by określona osoba je zobaczyła. Przewiduje przyszłość.
Partner: Zauroczony w jednej z klaczy.
Rodzina: Matka Faith, ojciec Day Dream, siostra Cortina.
Historia: Urodził się w Stadzie Białej Róży, tu dorastał. Trwała wojna, nauczył się co robić, by przetrwać. Chciał poczuć się jak prawdziwy wojownik i walczyć jaj dorośli, razem ze swoim przyjacielem, Lysandrem.
Właściciel: Oxi00

Fynn odchodzi



  

Fynn odchodzi, powód - decyzja właściciela.

Reina odchodzi

 


Reina odchodzi, powód - śmierć.

Jess jest w ciąży
















Zaszła w ciążę: 29 sierpnia 2013
Urodzi: 5 sierpnia 2013
Ciąża z Twister'em

Od Havanes'a - CD historii Vegi

Siedziałem na zebraniu wojennym, był ciepły słoneczny dzień. Nagle usłyszałem, że zaczyna padać, Day Dream wyjrzał z jaskini i powiedział że to tylko deszcz. Jednak ja wiedziałem, że to zrobiła Vega - tylko ona umiała kontrolować pogodę, przeprosiłem wszystkich zebranych i pobiegłem do jej gabinetu. Gdy dotarłem na miejsce zobaczyłem plamy krwi i wybitą szybę - wiedziałem co się stało - Vega została porwana. Bez zastanowienia pocwałowałem do obozu wroga. Podczas biegu w głowie kłebiły mi się myśli: a co jak ją zabili, a może ją wykorzystują, może jest ranna? Nie mogłem znieść myśli, że mogła zostać zabita, zastanawiałem się, czy nie poszukać jakiegoś leczniczego zioła, ale nie, to potrwa za długo a poza tym ona sama potrafi się uzdrowić. Po długim cwale przybyłem do obozu wrogiego stada. Przed wejściem stało dwóch strażników, nie wyglądali na mocnych ale w tej samej chwili kiedy uświadomiłem sobie że muszę walczyć z nimi przez głowę przeszedł mi żart: nie mogli dać mocniejszych? (nie wiem jak w takiej chwili mogłem żartować). Spojrzałem na strażników zza drzewa i pomyślałem - to dla Vegi, wbiegłem między nich, kopnąłem ich w tym samym momencie w głowę - oboje momentalnie padli na ziemię. Poszedłem dalej, skradałem się, widziałem że oni nie są tacy głupi -prowadzą zebrania. W końcu doszedłem do jaskini, było ciemno ale wyraźnie słyszałem czyjś oddech. przygotowałem się, że to może być wróg ale nie - to była klacz jakby znajoma - spała. W pewnym momencie, gdy popatrzyłem na klacz zaczeły mi przesuwać się przed oczami wsponienia Vegi: jak pierwszy raz ją zobaczyłem, jak się jej oświadczyłem, jak opatrywała mi nogi, potem wspomienia nagle zanikły a ja uświadomiłem sobie że klacz śpiąca przede mną to Vega, tak, to była ona, te jej oczy. Postanowiłem ją obudzić, dotknąłem ją kopytem w łopatkę a ta od razu cała wzdrygnęła się i krzyknęła:
- O Boże, gdzie ja jestem co ja tu robię?
- Kochanie to ja Havanes, a poza tym cicho bo zaraz tu przyjdą.
-Ok
-Dobrze, teraz spokojnie bo się przeteleportujemy do jaskini klaczy złap się mnie i nie puszczaj mnie
Klacz przytaknęłą a ja użyłem swojej mocy i znaleźliśmy się przed kryjówką klacz

Od Jess i Twistera



- Hej Twister - powiedziałam całując go w policzek
***
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się. - Na co ma moja dama dziś ochotę?
***
- Hmm.... - zaczęłam - no nie wiem
***
- To może pójdziemy na spacer? Ostatnio widziałem całkiem ładne miejsce...
***
- Czy to bezpieczne podczas wojny ? No ale dobrze - powiedziałam
***
- Tak, to miejsce napewno - uśmiechnąłem się tajemniczo.
Wyszliśmy ostrożnie z "mieszkania".
***
Przytuliłam się do Twistera.
***
Przytuleni do siebie doszliśmy do jeziora:

- I jak? - spytałem.
- Ładnie... Chociaż widziałam ładniejsze miejsca.
- Wiem. Dlatego właśnie chodź za mną. - uśmiechnąłem się szeroko.
***
Poszłam za ogierem....
***
Przed nami pojawiły się wysokie krzaki...
- Jess, liczę, że te miejsca ci się spodobają...
Wkroczyłem na nową ścieżkę, klacz za mną. Oto ta ścieżka:

***
- Ale ślicznie ! - powiedziałam
Przytuliłam się do Twistera.
- Twister mam pewną sprawę ostatniej nocy ....
***
Spojrzałem na Jess. Nie byłem pewny, co za tym idzie...
***
- No bo ja..... - zaczęłam
***
Nagle przyszły mi do łba dwa pomysły na CD tego zdania... Dobry i zły...
***
- Twister jestem w ciąży ! - powiedziałam
***
Przez chwilę stałem jak słup. Ta informacja dopiero do mnie powoli docierała...
- Twister? Nie cieszysz się...?
- Co!? Jasne, że się cieszę! Będę ojcem!
Zacząłem skakać w kółko jakbym sam był źrebakiem...
- Ciszej, jeszcze ktoś usłyszy... - powiedziała nadal uśmiechnięta Jess.
- Ach, no tak!
Stanąłem jak wryty.
- A wiesz, ile ich będzie? - dodałem szeptem.
***
- Jeszcze nie wister to dopiero pierwszy dzień - powiedziałam uśmiechnięta.
Nagle zza krzaków wyszedł ogier. Ten co wtedy na mnie biegł. Schowałam się za Twistera.
***
Koń widział mnie i przypomniał sobie tamten dzień. Jednak tylko się uśmiechnął...
- No co? Jess, przecież nie wybierzesz demona, zamiast mnie! - mówił łagodnie i przekonywująco. Jess jednak tylko skuliła się bardziej i spytała niepewnie:
***
- Skąd wiesz , że to demon ? - spytałam ostro
- Bo on widzi duchy to demon - powiedział ogier
Przytuliłam się do Twistera.
- Zostaw mnie już w spokoju to nie moja wina , że Bells nie żyje ! - krzyknęłam
Poleciały mi łzy.
***
Czegoś tu nie rozumiałem...
- Jess... Kto to?
***
- To był ojciec Belli. - westchnęłam - nie byliśmy parą ale on zrobił mi ją !
***
Próbowałem wyobrazić sobie, co ona musi teraz czuć... Spojrzałem na ogiera, nie wiedząc, co robić.
***
Chciałam odejść z Twisterem niestety ogier mnie złapał za kopyto i wywalił na plecy.
***
Nie, tego już za wiele! Nie wytrzymałem i rzuciłem się na ogiera. Skopałem go w pysk, ale byłem mniejszy. Walka była zacięta...
***
Leżałam na ziemi. Po chwili podszedł Twister.
***
- Już go nie ma - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Poszedł.
Pomogłem Jess wstać.
- Dobrze, że to dopiero pierwszy dzień. Musisz teraz uważać. Ja też - pocałowałem ją.
***
Nie mogłam utrzymać się na nogach. Na szczęście jaskinia klaczy była kawałeczek. Poszliśmy powoli. Twister wszedł ze mną. Gdy zajmowały się mną Twister znalazł wolne miejsce. Podeszłam powoli do niego. Przy nim upadłam.
- Dziękuję.
***
- Dla ciebie wszystko - cmoknąłem klacz w policzek.
Jedna z klaczy do mnie podeszła. To Delicate.
- Twister, potrzebujemy ogierów.
Pokiwałem głową.
- Kocham cię, Jess - powiedziałem i dodałem do Delicate - Opiekujcie się nią.
- Będziemy.
I z trudem opuściłem kryjówkę.
***


CDN

Od Rain i Amona


Rain~
Skubałam trawę na łące, gdy podszedł do mnie Amon. Gdy się poznaliśmy byliśmy w stosunku do siebie bardzo nieufni, ale z czasem staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Nic i nikt nie mógł tego zepsuć. świetnie się rozumieliśmy i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Amon mnie jedynej pozwalał nazywać siebie Am.
Amon powitał mnie, ale zauważyłam, że coś go trapiło...
- Co się stało, Am?- zapytałam zatroskana.

Amon~
Poszedłem na spacer i z ulgą zobaczyłem, że na łące pasie się Rain. Zaraz do niej podszedłem. Od razu zauważyła, że coś mnie trapi. Spojrzałem na nią smutno i opowiedziałem:
- Bardzo podoba mi się jedna z klaczy, która niedawno doszła do stada, ale nie wiem, jak do niej zagadać. Boję się, że mnie wyśmieje lub....-zamilkłem na chwilę. Rain nie naciskała. Doskonale wiedziała, co czuję.
- Co mam zrobić? Jak zagadać?...

Nowa klacz - Reneesmee
















Imię: Reneesmee
Płeć: klacz
Wiek: 4 lata
Cechy: miła, pomocna, oddana, przyjacielska, oddana, szybka, opiekuńcza
Stanowisko: Nauczycielka podstaw
Żywioł: woda i powietrze
Moce: panuje nad wodą, czyta z gwiazd, uspokaja głosem, wytwarza silne podmuchy wiatru
Partner: szuka (ale czuje coś do Aslana)
Rodzina: siostra zaginęła, rodzice nie żyją
Historia: Wychowywała się w stadzie dzikich konie gdzie jej rodzice byli Przywódcami, miała również siostrę bliźniaczkę lecz pewnego dnia zaginęła. Dzień przed koronacją jej stado zostało zaatakowane i zabite przez wilki, a sama była ścigana przez lata. W końcu znalazła te stado, do którego została przyjęta.
Właściciel: KoniaraHadara

środa, 28 sierpnia 2013

Od Jenny


Promienie słońca delikatnie muskały moją szyję, ze smutkiem patrzyłam na to, co się wokół mnie działo, raz na jakiś czas podchodzili do mnie inni i pytali co się dzieje, a ja każdemu odpowiadałam to samo „Martwię się tą wojną…”, gdyby tylko ktoś wiedział, że powód jest inny, że tu chodzi o ogiera, jakby podeszła do mnie jakaś przyjaciółka, czy znajoma, to na słowo „ogier” od razu zaczęły by paplać jak najęte, nie wiedząc, że tu nie chodzi o zwykłego ogiera, tylko o kompletnie mi obcego, groźnego i wrogiego ogiera… Zawsze myślałam, że kiedy znajdzie się jakiegoś partnera to będzie romantycznie, bajecznie i kolorowo, zupełnie tak, jak ze wszystkich opowieściach mojej mamy i wtedy zakręciła mi się łezka w oku, przypomniała mi się rodzina, którą zostawiłam, tak po prostu, bez pożegnania, bez rozmowy… Ostatnio widziałam rodziców rok temu, a siostra? Przypomniało mi się to, jak udawałyśmy takie „dorosłe” i jednocześnie plotkowałyśmy o młodym alfie, przez którego przeżywam to wszystko i nie wiem, czy mu za to dziękować w sposób serdeczny, czy sarkastyczny… Wstałam i wolnym stepem ruszyłam do Ogrodu Zakochanych.
***
I tu taki drobny szczegół, to miejsce było zazwyczaj przepełnione tymi wszystkimi parami i wzdychającymi końmi, a dzisiaj wydawało mi się puste. Urocze, jak zawsze, ale puste. Ułożyłam się pod drzewem i wbiłam spojrzenie w płaczącą wierzbę. Patrzyłam na nią i myślałam o tym wszystkim, aż w końcu z oczu zaczęły mi lecieć łzy.
-Nie płacz. – usłyszałam za sobą ciepły i uspokajający ton głosu.
Czym prędzej wstałam i się odwróciłam. Ujrzałam tego, którym były przepełnione moje myśli.
-To ty… - Odpowiedziałam głosem małej, niewinnej dziewczynki.
Ogier uśmiechnął się
C.D.N.



Od Vegi - porwanie

już wieczór, siedziałam w swojej jaskini, gdzie przyjmowałam ranne konie. Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy. Nadstawiłam uszy usłyszałam jakieś szepty:
- Tu chyba będzie jakiś lekarz...
- Miejmy nadzieję.
- To co, wchodzimy?
- Tak.
W tej samej chwili usłyszałam dźwięk wybitego szkła i 2 kare konie weszły do jaskini. Próbowałam uciec, nie było to łatwe. Kopnęłam jednego z nich w klatkę piersiową. Po chwili miał plamę z krwi na ciele. Były po tym ślady także na podłodze. Nerwowo rozglądałam się po całej jaskini, wreszcie znalazłam świetny sposób, żeby uciec, już miałam ruszyć Gdy nagle poczułam przeszywający ból na potylicy. Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Ocknęłam się kiedy jeden z nich niósł mnie na grzbiecie, chciałam się wyrwać, lecz nie mogłam ruszyć nawet jednym kopytem. Próbowałam się uzdrowić, ale nawet moja moc nie działała. Wtedy wpadłam na pomysł. Przez cały dzień było pogodnie, ciepło i słonecznie. Pomyślałam, że stworzę burzę. Nie udało się. Zebrałam wszystkie siły, (nie miałam ich zbyt dużo) spróbowałam drugi raz, z nieba spadł ulewny deszcz. "Chociaż to" - pomyślałam. Potem zemdlałam.
*******
Gdy się obudziłam byłam już na miejscu. Byłam jeszcze słaba. Usłyszałam rozmowę kilku ogierów.
- To co z nią zrobimy?
- Nie wiem, jest całkiem ładna, może pracować dla nas.
- A co jeżeli nie będzie chciała?
- To ma problem.
- Masz rację, gdzie ją zanieść?
- Gdziekolwiek, myślisz, że ta siwa mnie obchodzi?
Tego już było za wiele, w tej samej chwili "Ta siwa" - czyli ja wstałam i rzuciłam się na ogiera. Po jego minie widać było, że się tego nie spodziewał. Kopnął mnie centralnie w łopatkę. Za chwilę uleczyłam się.
- Niezła jest. - szepnął jakiś koń, który przyglądał się temu wszystkiemu
Walka trwała jakieś pół godziny, potem szczęście mi już nie dopisało, bo nawet nie zauważyłam kiedy, byłam już związana. Zanieśli mnie do jakiejś ciemnej i zimnej jaskini. Z przodu były drewniane kraty. Byłam pewna, że je wyłamię, lecz myliłam się. To drewno było wyjątkowo mocne. Kopałam w ściany jaskini, ale to też nic nie dało. Może i mogłam uzdrawiać, ale byłam bardzo drobnej postury. Nie to co naprzykład Havanes. Właśnie, Havanes... jak ja bym chciała go teraz zobaczyć... Na pewno się o mnie martwi...
Zarżałam rozpaczliwie.
Jak ja bym chciała być teraz w stadzie...

Od Reiny

Obudziłam się. Mój synek leżał nieruchomo przy moim brzuchu.
-Nazwę go Daniel- pomyslałam.
To takie ludzkie imię, ale ładne- pomyślałam.
Daniel obudził się. Jeszcze dobrze nie umiał chodzić. Chociaż jaskinia była mała źrebak zaczął chodzić. po wielu upadkach zaczął nawet kłusować, byłam z niego dumna. zmęczył się i podszedł do mnie.
-Mamo, kocham cię!
Mocno się do mnie przytulił. Usłyszałam trzask. Schowałam źrebiątko za siebie. Ktoś odsunął głaz w mojej jaskini. Wszedł do niej i popatrzył się na źrebię, zaczął się zbliżać.
-A co to panna urodziła? Oddaj go!
To był ojciec źrebaka.
-Odczep się, to mój syn! - kopnęłam ogiera.
-Tak samo mój jak i twój!
Zaczęłam wierzgać. Rozpoczęła się bitka. Nikt z nas nie wygrał, choć każdy miał poważne urazy. Położyłam się obok źrebiątka. Do jaskini weszli 3 ogierowie. Złapali mnie, nie mogłam już walczyć chociaż chciałam. Gdy targali mnie z jaskini słyszałam tylko:
-Mamusiu, gdzie idziesz?!
Nie zdołałam odpowiedzieć. Do synka weszła obca klacz. Przedstawiła się jako jego matka. Jednak Daniel nie był głupi. Walczył. Ogiery przywiązali mnie do drzewa kazali czekać. Po chwili poczułam ukłucie. zanim się obejrzałam upadłam na ziemię, z mojej nogi tryskała krew. Miałam umrzeć po kilku minutach. To był wąż. Jednak minęło kilka godzin i nic, zostawili mnie na noc. zobaczyli że żyję. Zatargali mnie pod las. Tam znów przywiązali do drzewa/ czekałam i czekałam. Byłam głodzona, widać mi było już żebra. Na dodatek łańcuch był za wysoko i nie mogłam skubnąć trawy. Usłyszałam dźwięk strzelby. W oddali zobaczyłam kłusowników. Polowali na jelenie. Zaczaili się, potem usłyszałam mocny strzał. Poczułam ogromny ból. Po chwili zobaczyłam światło, poszłam tam. Była tam moja rodzina! Mama i tata! To było piękne. Dotknęłam ich. Powiedzieli mi że jestem w raju. Jednak nie chciałam tam zostać. Chociaż zostałam duchem, zaczęłam szukać synka. Po kilku miesiącach zobaczyłam go! Był piękny, majestatyczny. Niestety, ogier z którym byłam w ciąży przywłaszczył go sobie. No w sumie to jego tata. Partnerka Dark Whita (imie ogiera) traktowała go jak syna. Jednak Daniel pamiętał o mnie. Za każdym razem gdy powiedziała mu ''synu''; on odpowiadał jej:
-Nie jestem twoim synem, zabiliście moją mamę nie pamiętacie?!
Popatrzyłam mu prosto w oczy, biegł do mnie jak oszalały. Rozpoznał mnie.
-Mamo, jak to ty tutaj?! Przecież ty nie żyjesz!
-Kochanie, żyje w twoim sercu.
Chciał się do mnie przytulić jednak gdy to zrobił spadł na ziemię.
Zniknęłam. Syn nie pytając o to ojca pobiegł w miejsce mojej śmierci.
Już dawno konie z pobliskiej wioski zakopali moje ciało w tym właśnie miejscu. Codziennie te konie składały tam kwiaty. Gdy syn był już na miejscu znów się zjawiłam.
Pocałował mnie i powiedział krótko:
-Mama.....

Od Alice - Spotkanie

Opowiem Wam pewną historię.
Byłam w Mrocznym Lesie.
Niebo zaczynało ciemnieć.
Daleko za mną była stadnina, miałam zaraz wracać, kiedy zobaczyłam inną klacz..
Miała osiem kopyt i nóg.
Rozpoznałam co to za koń - boski seipnir.
Była maści karej.
Słyszałam o tych koniach w legendach.
Klaczka podeszła do mnie i spytała:
-Co ty tutaj robisz?
-Byłam na spacerku.Jak masz na imię, bo ja nazywam się Alice.
-Death.Leć już lepiej do domu.Ten las jest niebezpieczny.
-Co?Spotkamy się może jeszcze?
-Czas pokaże.
Pobiegłam, w obawie o siebie do stadniny.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Od Martela - CD historii Rebeki

Spojrzałem uważnie na wilka. Przypatrywałem się przez jaki czas. W końcu powiedziałem:
-Cześć Cappy. Nazywam się Martel. Nic ci nie jest?- spytałem.
Wilk pomachał ogonem. 
-Tak, wszystko w porządku.
-Umiesz rozmawiać z zwierzętami?- spytała Rebeca
-Tak. Dostałem taką moc, kiedy byłem źrebakiem.
-Super. W pewnym sęsie też rozumiem co mówi Cappy.
Uśmiechnąłem się do klaczy. Nagle przede mną pojawił się Etto.
-Martel? Pobawimy się?
-Jasne. A w co?
-A może w ganianego?- zapytała Cortina.
-Super pomysł. Bawisz się? Rebeca?- spytałem klacz
<Rebeca?>

Od Denivera - Na sam początek…

Moją historie z dzieciństwa już znacie. Nie muszę Wam dokładniej opowiadać. Może zacznę od miejsca, gdzie rozpoczął się mój szczęśliwy dzień…
**************************************
Nastał ranek. Promienie słoneczne zaczęły przebijać się przez chmury, a słońce zaczęło mocniej grzać. W nocy padało. Kropelki deszczu pospiesznie spadały z drzew i traw by niczym prędzej dotrzeć do czystej, czarnej gleby, która pochłonie je w swoich odmętach.
Spałem pod dość nie wysokim drzewem, zasłonięty krzakami malin i jerzyn. Niektóre nawet nie miło pokuły mnie w nogi… Kropelki porannego deszczu powoli ze spokojem spadały na moją sierść, miło chłodząc skórę. Otworzyłem oczy, lecz po chwili je zamknąłem. Promienie dawały we znaki, w szczególności gdy dopiero się wstało. Wstałem i szeroko otworzyłem pysk, ziewając. Dopiero teraz otworzyłem oczy. Teraz można było zobaczyć piękno krainy. W nocy nie ma takich widoków… Zielona trawa zachęca do posmakowania. Drzewa lekko kołysały się na wietrzyku, który rozwiał moją grzywę. Skubnąłem trawy. Soczysty smak zaczął rozprzestrzeniać się w gardle, przełyku i żołądku. Byłem głodny, a takiej wyśmienitej trawy nigdy nie jadłem. Gdy byłem dość syty. Postanowiłem poszukać czegoś do picia. Tak samo jak trawa, woda tu była czysta i pięknie mieniła się w słońcu. Wziąłem trzy łyki i poszedłem przed siebie.
Suche gałązki od sosen przyjemnie łamały się pod moimi kopytami. Wiatr niósł przyjemny zapach świeżości i czegoś jeszcze… Tak. Nie mogłem się mylić. To był z całą, 100 % pewnością że to zapach koni. Uśmiechnąłem się do siebie i pokłusowałem za zapachem.
Przeskoczyłem płot bez żadnego problemu. Tak. Tu na pewno musiały być konie. Pokłusowałem dalej. Zatrzymałem się dopiero na rozwidnieniu dróg. Skręciłem w lewo. Wiatr nadal targał moją sierścią i grzywą. Stanąłem, bacznie nasłuchując. W dali można było usłyszeć rżenie koni. W pewnym sęsie jestem tu intruzem… Obcy koń, nikomu nieznany, na terenie jakiegoś stada. Byłem młody, walki nadal się uczyłem. I tak jestem dobry… Całe moje życie poświęciłem by przetrwać. Nieustanna walka o jedzenie, o ciepło. Każde źdźbło trawy i każda kropelka wody się liczyła, lecz tutaj… Tutaj było jej poddostatkiem. Wolnym stępem poszedłem dalej, przed siebie. Zacząłem wolno kłusować. Coś szurnęło za krzakami. Obróciłem się, lecz nadal kłusowałem. W pewnej chwili na kogoś wpadłem. Obróciłem głowę. Przede mną stał, siwy ogier. Patrzył na mnie podejrzanie. Przypatrzyłem mu się uważnie. W końcu wydusiłem z siebie słowa:
-Cześć- powiedziałem niepewnie.
-Cześć. Ktoś ty?
-Nazywam się Deniver.
-Stąd?
-Yyy… nie. Czy tu jest może jakieś stado?
-Tak. Jesteś na terenie Stada Białej Róży.
-Ojć. Nie wiedziałem…
-Może chcesz tu dołączyć?
-Pewnie tylko…
-Tylko?
-Tylko czy mnie przyjmą?
-No pewnie. Chodź za mną zaprowadzę cię do naszych Bet. A tak przy okazji… nazywam się Level.
Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem za Levelem.
*****************************************
Po rozmowie z Betami, postanowiłem zwiedzić okolice. Wolnym stępem ruszyłem przed siebie. Trafiłem na jakieś zamglone jezioro. Rozglądnąłem się uważnie. Mgła przykrywała znaczną część jeziora. W sumie mogłem powiedzieć że całą część.
Napiłem się. Letnia, czysta woda, mieniła się we mgle. Nagle coś zaszeleściło. Podniosłem głowę i nastawiłem uszy. Czekałem… Czekałem i myślałem co się może zdarzyć…
CDN…



Nowy ogier - Deniver























Imię: Deniver( Deni lub Den)
Płeć: Ogier
Wiek: Rok
Cechy: Zabawny i pełen energii. Zawsze uśmiechnięty i ciekawy przygód. Kocha poczuć dreszczyk emocji i trochę adrenalinki. Szanujący przyrodę i resztę koni. Przecież są od niego starsi… Miły, przyjazny i wesoły. Ceni sobie honor i prawdomówność. Jest prawdziwym optymistą. Pogodny i pomocny. Kocha towarzystwo innych koni, przez co jest bardzo wygadany. Bez przyjaciół nie może wytrzymać nawet dnia. Chociaż lubi się pobawić nie przesadza z tym za bardzo. Jest bardzo odważny, sprytny i wytrwały. Urodził się przecież w warunkach nie do życia. Nadal ciekawy świata i osób. Chociaż miał smutną historię postanowił nie zamykać się w sobie, tylko jeszcze bardziej otworzyć. Za przyjaciół i stado oddał by życie, a za ukochane osoby wszystko co ma. Można by w pewnym sęsie powiedzieć że romantyczny. Niezwykle opiekuńczy, czuły i wierny. Jeśli znajdzie tą jedyną pokocha ją całym swoim sercem. Inteligentny, życzliwy, uczciwy i sprawiedliwy. Uczynny i uprzejmy. Szczery i lojalny. Żywiołowy. Broni słabszych. Na wojnach obroni nawet najmniejszego motylka. Jak walczy może okazać się troszeczkę wredny…
Stanowisko: Wypatrujący, Opiekun dla źrebaków
Żywioł: Lód(w tym śnieg), Światło( słońce, promienie słoneczne, itp.)
Moce: Potrafi spowodować śnieżycę, struje wodą w postaci lodu, tarcza z lodu i pociski, zamarzanie od środka(koń zamarza od środka i ginie), sterowanie słońcem, wszystko związane z żywiołami
Partner: Zakochany w pewnej, pięknej klaczy, lecz boi jej to wyznać, ponieważ myśli że ona odbierze to inaczej, w zły sposób…
Rodzina: Nigdy jej w sumie dokładnie nie poznał. Widział tylko matkę- Akalę i jego brata- Apolla . Ojca nigdy nie poznał. Wiedział tylko że zginął honorowo i miał na imię Evil.
Historia: Urodziłem się na terenach w skrajnych warunkach. Tam wiecznie trwała zima, a ziemię przez cały rok okrywał lód. Tata zginął zanim się urodził. Gdy miałem nie całe dwa miesiące, ja, mój brat, i matka zostaliśmy złapani przez ludzi i zamknięci w wielkim pomieszczeniu. Byliśmy chyba tam cały miesiąc, a potem do drzwi podjechała furgonetka. Zabrała moją matkę, ładując do wielkiej przyczepy pełnej koni. Słyszałem przeraźliwe rżenie. Nie wiedziałem o co chodzi, lecz widocznie mój brat tak. Zaczął kopać w drzwiczki od boksu. Tak długo kopał, aż w końcu się wydostał, a drzwiczki runęły z hukiem o podłogę. Potem przyszedł uwolnić mnie. Razem wydostaliśmy się z zamknięcia. Jeszcze chwilę postał przy matce, która kazała nam uciekać i nie zwracać na nią uwagi. Apollo się sprzeciwiał, lecz matka była uparta i rozkazała nam uciekać. Łzy popłynęły mi po policzku. Wtedy podbiegł Apollo i przytulił mnie. Pogalopowaliśmy w stronę lasu. Niestety… Gdy biegliśmy tak przez polanę, jeden z ludzi wystrzelił z strzelby. Trafił mojego brata. Chciałem mu pomóc, lecz on rozkazał mi uciekać i nie zważać na niego. Nie mogłem mu się sprzeciwić i uciekłem do lasu. Gdy tylko trochę podrosłem zrozumiałem co zrobili z moją matką i bratem. Nie mogłem się otrząsnąć, lecz nie można żyć całe życie w smutku i rozpaczy. Gdy dorosłem do jednego roku, natrafiłem na to stado. Dołączyłem do niego. Teraz mam nadzieje na lepsze życie...
Właściciel: izusia321

Od Rebeki - CD historii Martela


Poszłam wraz z Martel'lem oraz źrebakami przed siebie.
Byliśmy na polanie, a słońce malowniczo przybrało pomarańczowy kolor. Niebo było także kolory pomarańczy. Chmura przybrała kształt
konia.
- Spójrz na tę chmurę! - Powiedziałam do ogiera.
- Ma kształt... konia. - Oznajmił. - Piękne.
Położyłam się na trawie. Zaczęłam się zastanawiać, czy stado to dobry wybór.
Źrebaki brykały szczęśliwie. Usłyszałam szelest. Zaniepokoiłam się. Nasłuchiwałam dalej. Nagle , spod krzaków wyskoczył wilk.

Zaatakował małą klacz. Źrebaka. Od razu rzuciłam się na wilka. Martel podbiegł do mnie, żeby mi pomóc. Źrebak piszczał. Z całej siły kopnęłam wilka tak, że wyleciał w powietrze. Źrebakowi nic nie było. Wilk za to długo leciał.
Gdy wylądował, zwinął się w biały kłębuszek sierści.
- Cappy? - Zapytałam zdziwiona. Martel przyglądał się mnie zaciekawiony i zaskoczony.
- Cappy, nic ci nie jest? - Nie, nie żyje...
Zabiłam mojego ukochanego wilka. Nie, on wiele przeżył. To też przeżyje. Usiadłam na trawie.
Wzywałam boga śmierci, żeby go ożywił. Długo się z nim kłóciłam. ( xd) Aż wreszcie wstałam z trawy , a Cappy zaczął skakać i lizać mnie po twarzy.
- Przybrał teraz kolor biały, i jest bardzo przyjacielski. Prawie. Nie zna kogoś - nie lubi = atakuje. - Tłumaczyłam .
<Martel?>

Od Jess

Poszlam na spacer. Chcialam sie sptkac z Twisterem. Nie stety nie bylo go nigdzie przestraszylam sie. Nagle widzialam jakies ogiery nie z naszego stada. Zaczelam uciekac , czym predzej pobieglam cwalem do kryjowki klaczy. Nie zauwazyli mnie. Wbieglam szybko. Bylam zdyszana podeszla do mnie Faith.
- Co sie stalo ? - spytala
- Ogiery z innego stada ida na nasza lake - powiedzialam zdyszana.
(Faith?)

Od Emilii - Czarny ogier

Szłam przez tereny stada, rozglądając się dookoła, tylko nie w przód. Przyglądałam się pięknej rzece, nad którą właśnie się znajdowałam. I nagle w coś uderzyłam. Otrząsnęłam się i zobaczyłam, że nie uderzyłam w coś, tylko w kogoś. W kogoś Czarnego. Ten Czarny koń przyglądał mi się zdziwiony. Piękny był...
- Sorry, nie wiedziałam, że tam stałeś... - Powiedziałam zawstydzona. Od niedawna się zmieniłam. Jestem trochę miękka, ale jeśli chodzi o ochronę bliskich, lub atak, to jestem twarda jak głaz. Czy jak skała...
- Nic się nie stało. - Powiedział ogier. - Nie codziennie ktoś na ciebie wpada, co?
Ogier uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiechnął.
Chwilę później, kopyta zaczęły mi się ześlizgiwać do rzeki. Było w niej dużo skał. Jedna noga utknęła między skałami, a reszta ciała poleciała do przodu. Usłyszałam jakby złamanie... Moja noga jest złamana! Czarny bez wahania, jak tylko to zobaczył - pomógł mi.
<Czarny?>

Od Meggie

Galopowałam przez wolne pole i nagle zobaczyłam jakąś nową postać. Podbiegłam do niego
-Cześć! kim jesteś
-nazywam się Jagon
-jesteś nowy?
-No tak właściwie niczego tu nie znam
-może oprowadzić cię po okolicy?
-Było by miło
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...
-I jakie miejsce ci się najbardziej podobało?
(Jagon?)

Od Shini'ego


Wyszedlem na spacer bylo to niebezpieczne ale musialem sie przejsc. Sukari nie mogla jeszcze walczyc. Ja musialem chodzic na walki. Nic mi sie nie stalo. Poszedlem zobaczyc na lake. Kiedy dotarlem , bylo tam pelno krwi. Nie moglem pozwolic na to aby moje dzieci to widzialy. Wrocilem do jaskini klaczy. Gdy wszedlem od razu Sukari podbiegla do mnie za nia Jessie i Hortex. Przytulilem je do siebie. Po nasz Beta wbiegl do jaskini klaczy. Nic nie robilem. Stalem , a zrebaki patrzaly na Bete. Po chwili Sukari zaslonila male. Byl wieczor poszedlem zobaczyc czy nikt sie nie kreci przy jaskini. Nikogo nie bylo po chwili podbiegl Day Dream i powiedzial :

(Day Dream ?)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Od Reiny - Mój syn...


Siedziałam bezczynnie w jaskini. Mój poród się opóźniał. Nagle poczułam ból. Zrozumiałam źrebak chce przyjścia na świat. Słomę którą miałam mieć do jedzenia potraktowałam jako posłanie. Ułożyłam się wygodnie. Po kilku godzinach maluch był już na świecie. Nikt nie odkrył tego więc byłam spokojna. Zasnęłam. źrebak przy mnie. Syn był bardzo spokojny więc nie odmówiłam sobie dżemki. Zasnęłam.


CDN



Reina urodziła



















Niestety, źrebak nie będzie należeć do naszego stada.

Nowy ogier - Jagon
















Imię: Jagon
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy: spokojny, asertywny, wytrzymały, wytrwały, uparty, przyjazny, miły, nieufny, waleczny, dumny, kocha przygody, czuły, wierny, bezinteresowny
Stanowisko: obrońca
Żywioł: Powietrze oraz ogień
Moce: panuje nad swoimi żywiołami, potrafi zapalić i ugasić ogień, włada nad wiatrem, znikanie, telepatia
Partner: Zakochany w Sashy ale wie, że ona tego nie odwzajemni.
Rodzina: mama: Anta , ojciec: Safer
Historia: Urodzony u ludzi, w stajni pełnej luksusów. Żyło mu się tam cudownie, miał wszystko czego potrzebował. No, prawie wszystko. Nie miał wolności i prawdziwych przyjaciół. Uciekł więc podczas próby sprzedaży a potem znalazł to stado.
Właściciel: tatarprima



Lee odchodzi

























 Lee odchodzi,powód - zamiana koni.

Vega i Havanes są parą















Odkryli, że są sobie przeznaczeni. Vega i Havanes zostają parą.  

Alice i Szmaragd są parą















Alice i Szmaragd zostają parą. Życzymy szczęścia w związku.








Jess i Twister są parą







Jess i Twister zostają parą.
Gratulujemy.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Nowa klacz - Prima Rossa

 http://data.whicdn.com/images/72896345/large.jpg


Imię: Prima Rossa (W skrócie Prima lu Rosa/Ros)
Płeć: klacz
Wiek: 2,5 roku
Cechy: miła, rozbrykana, z charakterkiem, radosna, optymiska, zawsze uśmiechnięta, każdego umie pocieszyć, zwariowana, łobuzowata, wierna, za swój honor gotowa zrobić . Nikomu nie da się sprowokować, a każdemu dogada i dokopie psychicznie, i fizycznie. W walce nikt jej nie dorówna.
stanowisko: wojowniczka
Żywioł: czas, natura
Moce: wszystkie związane z żywiołami, potrafi przybrać dowolny kształt i kolor, umie podszyć się pod kazdego
Partner: zakochana w przecudownym ogierze...i nie wie, co to dobrze czy źle...
Rodzina: mama i tata: Prililianna Foristia, Fortis True brat przyrodni Niger Forest
Historia: Urodziła się w luksusowej stajni, gdzie nieczego jej nie brakowało. Wręcz przeciwnie. Od źrebięcia rozpieszcza, i przyuczana do udziału w wystawach, i konkursch. Nie miała jednak najważniejszych elemantów w życiu konia: stada, przyjaciół, wolności ani swobody. Od źrebięcia trzymana w boksie, albo w przyczepie. Jej charakter jednak, nie był od urodzenia ,,idelany". Klacz miała porywczy charakter, była zwariowana (pozytywnie) i zbyt rozbrykana. Mimo to, ludzie trenowali z nią, w końcu Prima stała się mistrzynią kraju. Klacz jednak nie chciała przeżyć życia samotnie, w towarzystwie wielu pucharów i rozet. Uciekła, dotarła tu.
Właściciel: mat114

Sukari urodziła!


Imię: Jessie
Płeć: klacz
Wiek: pare godzin
Cechy: Mila , nie raz wredna , kochana , wesola , slodka , o co poprosi nikt jej nie odmawia , zabawna , maly z niej wesolek , broni swojego zdania , silna , waleczna , samodzielna , nie raz uparta , rozkoszna , slodka , towarzyska , troskliwa , opiekuncza , wariatka ,
Stanowisko: za mloda
Żywioł: powietrze , nie odkryla drugiego
Moce: umie stworzyc tarcze powietrzna , dalej sie uczy
Partner: za mloda
Rodzina: rodzice - Shini i Sukari brat - Hortex
Historia: Urodzila sie tutaj w stadzie. Ma wspaniala rodzine. Uczy sie odkrywac swoich zywiolow. Urodzila sie podczas wojny w raz ze swoim bartem.
Właściciel: wiki i nata








 











Imię: Hortex(Jak soczek :3)
Płeć: ogier
Wiek: Kilka
Cechy: Odważny, sarkastyczny, nie przyjacielski, nieśmiały, nie ufny.
Stanowisko: Za młooody
Żywioł: Napoje :3
Moce: Związane z żywiołem.
Partner: Za młody
Rodzina: Mama-Sukari, Tata-Shini, Siostra-Jessie
Historia: Urodził się w stadzie podczas wojny. Rzadko widzi mamę, bo walczy. Tatę częściej widuję. Ma też siostrę-Jessie
Właściciel: truskawka36

Dark Night odchodzi



 

Dark Night odchodzi, powód - zamiana koni.






Titanic zostaje wyrzucony

 

Titanic zostaje wyrzucony, powód - niepisanie opowiadań.

sobota, 24 sierpnia 2013

Od Alice - CD historii Szmaragda

Zauważyłam go.
Wiedziałam na co czekał.
Parę dni wcześniej zapytał mnie czy będę z nim.
Zastanawiałam się przez dłuższy czas i podjęłam decyzję.
-Cześć - powiedział.I co zastanowiłaś się?
-Tak - postanowiłam, że będę z Tobą.Kocham Cię - będę z Tobą już na zawsze - FOREVER.

To brzmi jak groźba :'D
~ Faith <3

Od Alice - Porwanie

Opowiem Wam moją historię - porwanie.
Kiedy byłam jeszcze mała, któregoś dnia wyszłam z boksu sama - bez mamy.Obok przejeżdżały wozy z końmi.Jacyś ludzie zauważyli mniee.Przestraszyłam się ich.W mgnieniu oka złapali mnie i wywieźli na targi koni.Bardzo się bałam.Wieżgałam, ale to nic nie dało.Chcieli mnie sprzedać, a potem przyszli właściciele mieli trzymać nas w złych warunkach.Na szczęście znalazła się choć 1 osoba - porządna.To była moja właścicielka - ta co teraz opiekuje się mną - Naki000.Teraz jestem z nią w Stadzie Białej Róży.Jestem jej niezmiernie wdzięczna.
♥KONIEC♥

Od Szmaragda - CD historii Alice

Gdy Alice zadała mi to pytanie odpowiedziałem
<Wiesz ja też cię kocham ale nie wiedziałem jak ci to powiedzieć chciałbym ciebie zaprowadzić w jedno miejsce
<dobrze -zgodziła się
szliśmy razem i nagle powiedziałem
<Doszliśmy-powiedziałem w ogrodzie zakochanych
<czyli zostaniesz moją partnerką?
(Alice?)

Od Jess i Twister'a

Nagle kary ogier pojawił się z nikąd, albo go wcześniej nie widziałem. Stanął przed nami i zwrócił się do mnie:
- Słuchaj, będę grzeczny. Zostaw proszę tę cudną klacz i idź pohasać, ok?
Spiorunowałem go wzrokiem i rzuciłem sie na niego. Jess popatrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, Nefira kibicowała niemo, a Bella obserwowała z oddali, z lękiem w oczach. Koń, z którym walczyłem był ode mnie większy i silniejszy, ale nie znał sztuczek, takich jakie znam ja. Wyimaginowałem w jego umyśle niezwykłą postać, którą stałem się ja. Wyrosły mi skrzydła, miałem smoczy jęzor, kły, czerwone ślepia, rogi i ogon jak wąż. Ogier przerażony zwiał. Nikt poza nim nie widział tej postaci, a trochę szkoda. Powróciłem do Jess, a Nefira dumnym krokiem przytruchtała obok. Z trudem powstrzymałem się od skomentowania tego.
***
- Dziekuje - powiedzialam
***
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się lekko.
W głowie miałem mętlik. Zapytać? Nie, za wcześnie... No i Nefira... Właśnie, a ta gdzie!?
Rozejrzałem się. Klacz stała kilka metrów dalej i mi się przyglądała. Powróciłem wzrokiem i myślami do Jess.
- Wiesz... - zacząłem i zgubiłem treść...
***
- Tak ? - spytalam
Ogier popatrzyl mi gleboko w oczy. Ja mu takze....
****
Otworzyłem usta, ale słowa zostały wewnątrz. Nefira przyjrzała mi się. Wiedziała o co chodzi. Podeszła do Jess i pokiwała głową.
- Jess...
Klacz popatrzyła na mnie wyczekująco. Gniada natomiast przymróżyła oczy i pochyliła głowę, jakby mówiąc "no dalej". Nie wiedziałem, czy... Ach, no przecież wiedziałem!
- Jess... Ja... Ja cię kocham.
Nefira prychnęła bezgłośnie (tylko duchy słyszą duchy) jakby nie do końca o to chodziło...
***
Zamurowalo mnie. Po chwili rzeklam :
- Twister ja tez Cie Kocham - powiedzialam radosnie.
Ogier na mnie spojrzal.....
***
Spojrzałem na nią i po raz pierwszy odkąd uciekłem z rzeźni uśmiechnąłem się naprawdę szczerze. Nefira zaczęła skakać dookoła, wskazując na Jess. Chyba czyta w myślach.
Popatrzyłem Jess prosto w oczy...
- Jess....
- Tak?
- Czy zostaniesz moją partnerką?
***
Usmiechnelam sie szeroko.
- Twister nie wiem co powiedziec.
- Czyli sie nie zgadzasz ? - spytal smutno
- Twister ja Cie kocham i sie zgadzam chce byc twoja partnerka... - powiedzialam
****
Rozweseliłem się już zupełnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - pocałowałem klacz w usta.
***
- Twister tez sie ciesze ! - powiedzialam


CDN

piątek, 23 sierpnia 2013

Od Vegi i Havanes'a


Ciągle czułem ból w stawach, pomyślałem, że muszę iść do lekarki. Pogalopowałem w kierunku jej gabinetu.
***
Usłyszałam kroki w moim gabinecie. Rozejrzałam się. To. Był Havanes.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam
***
-Czuję ciągły ból w stawach. Czy mogłabyś mi pomóc?
***
Spojrzałem na nogi ogiera. Nie wyglądały najlepiej.
- Wdało ci się poważne zakażenie. Stój spokojnie, a ja się tym zajmę.
***
- Ok, a co dziesiaj robisz? - zacząłem rozmowę
***
- Wiesz, jak to na wojnie, miałam bardzo dużo pacjentów...
***
- A... A wiesz masz ładną grzywę- próbobowałem filirtować
***
-Dzięki... Od dawna nikt nie môwił mi żadnego komplementu...
***
- Proszę, a co robisz dziś wieczorem, może się spotkamy?
***
- Wiesz, miałam porządkować półki ale...chyba mogę zmienić moje plany - uśmiechnęłam się szyderczo...
***
- To super w takim razie zapraszam cię dziś kiedy zajdzie słońce do ogrodu zakochanych... - strałem się być romantyczny
***
- Na serio? Mnie? - nie mogłam uwierzyć w jego słowa.
Ale Nie mam nic przeciwko...
Nogi ogiera były już zdrowe.
- To do zobaczenia!
- Cześć!

W OGRODZIE ZAKOCHANYCH...

Vaga i Havanes leżeli na trawie i rozmawiali:

Ale dzisiaj piękny wieczór - powiedziałam
***
Ale ty piękniejsza..
***.
oblałam się wielkim rumieńcem, którego nietrudno było dostrzec.
A czym się zajmujesz w stadzie? - zapytałam
***
Ja jestem wojownikiem.
***
To super, ja jestem, jak wiesz lekarką.
***
No wiem... twoja praca jest taka szlachetna... A moja taka... Zwykła.
***
No nie przesadzajmy z tą szlachetnością, co jest szlachetnego w dłubaniu w ranach innych koni?
Oboje zaśmialiśmy się. Nagle powietrze przeszył lodowaty powiew wiatru
Zimno mi... - powiedziałam trzęsąc się.
***
To chodź do mnie. - uśmiechnąłem się przyjaźnie
***
Przytuliłam się do ogiera. Czułam, że to ten jedyny...
***
Vega? - wyszeptałem
***
Tak Havanes?
***
Mam do ciebie jedno pytanie.
Czy... Zostaniesz moją partnerką?
***
Myślałam, że śnię, jak to możliwe, że ktoś wogóle mnie pokochał?
Bez zastanowienia odpowiedziałam:
Tak!
***
Przytuliliśmy się do siebie, a następnego dnia poszliśmy do Faith, żeby powiedzieć, że jesteśmy parą.

THE END

Od Martela - CD historii Rebeci

Mina klaczy posmutniała. Spojrzała na trawę. Na szczęście nie mogę nikomu odmówić dołączenia do stada. Klacz zaczęła już odchodzić, gdy nagle krzyknąłem:
-Hej! Yyy… jak ci na imię?
-Rebeca
-A…. Rebeca, przecież nie musisz odchodzić. Myślę że Alfy przyjmą cię do stada.
-Naprawdę?
-No oczywiście, tylko chodź za mną to cię zaprowadzę- powiedziałem do klaczy.
-A potem pobawimy się w ganianego?- spytała Cortina.
-Oczywiście że tak- odpowiedziałem
-Obiecujesz?- spytał się ogierek
-Stawiam kopyto na swoim sercu
-Tak!- krzyknęły źrebaki i pobiegły przed siebie.
-Ej! Tylko nie za daleko mnie! Bo dostanę ochrzan od rodziców!- krzyknąłem do młodych i pokłusowałem razem z Rebecą do nich.
Po chwili byliśmy już na miejscu. Jednak Rose nigdzie nie było widać. Na szczęści w dali zauważyłem Sivera. Pod szedliśmy do niego. Ogier odwrócił głowę i uśmiechnął się.
-Siema Silv. Ta pani chciałaby dołączyć do stada.
-Witam nazywam się Silver i jestem Alfą Stada Białej Róży. Z chęcią cię przyjmę
-Naprawdę?
-Witam w stadzie- odpowiedział ogier i znowuż się uśmiechnął.
-Ćwiczyłeś ten tekst od dwóch dni- spytałem
Alfa spojrzał się na mnie spod oka.
-Dobra, dobra ja już sobie idę. Papa.- odpowiedziałem i poszedłem z Rebecą i źrebakami na polanę.
<Rebeca? Dokończysz?>

Od Alice - CD historii Szmaragda

-Wyglądasz na miłego.Może przebiegniemy się razem.
-Nie ma sprawy.
Biegaliśmy razem poznając się.Okazało się, że mamy wspólne zainteresowania.Rozmawialiśmy przez długi czas aż w końcu powiedziałam:
-Zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia.Czy zostaniemy razem?
<Szmaragd>

Od Meggie

Od Meggie
Od czasu dołączenia do stada miną już tydzień. Ale i tak czułam się samotna chciałam poznać nowego nagle zobaczyłam na łące jakiegoś ogiera.podbiegłam do niego galopem
<Cześć jestem Meggie
<jestem Twister
<chciałabym ciebie lepiej poznać
(Twister?)

Od Szmaragda

Dołączyłem do stada i chciałbym mieć nowych przyjaciół. Żeby ich poznać wybrałem się na wolne pole. Gdy już dotarłem na miejsce zobaczyłem jakąś klacz podszedłem do niej
- Cześć jestem Szmaragd a ty to kto
- Alice miło mi
- mnie też
- Chciałabym ciebie lepiej poznać
(Alice?)

Nowy członek! Akkarin





















Imię: Akkarin 
Płeć: Ogier 
Wiek: 3 lata 
Cechy: spokojny, ciężko go sprowokować, często chamski i bezpośredni, jest pesymistą, który wszystko widzi w zupełnie odmiennym świetle. Nie lubi innych koni i jest typem samotnika. Potężny, rozważny, mądry i niezwykle inteligentny. Akkarin uważa się za obserwatora nienawiści i jest zawsze tam gdzie trzeba. 
Stanowisko: strażnik 
Żywioł: Bóg Klątw 
Moce: Akkarin posiada niezwykle potężną ,, Boską '' moc. Mimo, że do boskiej jej daleko jest zwykle na zupełnie innym, wyższym poziomie od innych koni. Włada on klątwami, które nałożone na wroga stanowią potężną broń. Jedną z potężniejszych klątw jest ,, Klątwa Boga Śmierci '', która pozwala na '' wyciągnięcie '' i pochłonięcie duszy wroga. 
Partner: Czy jest zdolny kogoś pokochać ?
Rodzina: w innym stadzie 
Historia: Akkarin należał do innego stada jego matki. Odszedł z niego by móc się rozwijać... Poza tym nie mógł już znieść nowej '' siostry '' i ojczyma 
Właściciel: Vinara

Nowy ogier - Szmaragd

















Imię: Szmaragd
Płeć: ogier
Wiek: 3 lata
Cechy: szybki,zwinny,przyjacielski,miły,towarzyski,samodzielny
Stanowisko: nauczyciel walki
Żywioł: ogeń,woda
Moce: panowanie nad ogniem,panowanie nad wodą,pzywoływanie deszczu,teleportacja,prędkość światła,
Partner: szuka
Rodzina:nie zna
Historia: Odrazu po urodzeniu rodzice zostawili go.Przez wiele dni szukał nowego domu aż dotarł tu
Właściciel: jestemnajlepsza

Od Szafira


Nie mogłem się pozbierać. Nie wiedziałem, co mam robić. Szedłem powoli w niewiadomą mi stronę. Nie wiedziałem, gdzie idę, szedłem, żeby iść. Rozglądałem się uważnie. Każdy najmniejszy dźwięk mnie przerażał. Szedłem cały dzień.
***
Kiedy następnego dnia się obudziłem zerwałem się na równe nogi i pobiegłem przed siebie. Nie wiem, co się ze mną działo. Biegłem cały czas bez przerwy. W końcu się zmęczyłem i położyłem się. Dalej nie wiedziałem gdzie jestem. Nie wiem kiedy, ale zasnąłem. Gdy się obudziłem zobaczyłem, że koło mnie stoi jakiś koń. Byłem obezwładniony.
-Kim jesteś?-zapytał
-Jestem Szafir.
-Z jakiego jesteś stada?
-Z żadnego.
Widać to mu nie wystarczyło, żeby mnie wypuścić.

CDN

Od Sashy


Chodziłam sobie. Nie miałam co robić. 
Nagle wpadłam na jakiegoś konia:
- Ojć przepraszam! - krzyknęłam - To moja wina!
- Nic się nie stało - uśmiechnął się - Jestem Twister, a ty?
- Sasha - również się przedstawiłam - Właśnie spacerowałam, chcesz się do mnie dołączyć? - spytałam
(Twister?)

czwartek, 22 sierpnia 2013

Od Małej Czarnej - Powrót

Biegłam od trzech dni pod rząd. Kopyta ciężko unosiłam w galopie biegnąc opustoszałą doliną. Kiedyś, przed paroma miesiącami tętniło tu życie. Pełno ludzi, gwar i masa koni wyłapanych przez ludzi tak jak ja. Potrząsnęłam głową odpędzając złe myśli. Wczoraj dolina spłonęła razem ze wszystkimi ludźmi i resztą koni. Zostałam sama. Zaczęłam tracić siły, nogi zaczęły mi się plątać. Opadałam z sił, przewróciłam się. Leżałam na ziemi. Nie miałam sił, przymknęłam oczy i myślami znalazłam się w Stadzie Białej Róży. Dobrze mi było....wtedy w myślach zobaczyłam Rafaello (wiem, takie soł romantik). Podniosłam się z ziemi na trzęsących się nogach. Zarżałam radośnie i ruszyłam cwałem w obranym kierunku. Kopyta regularnie uderzały o ubitą ziemię. Wciągnęłam powietrze do chrap i wbiegłam do lasu. Po chwili wybiegłam z lasu na łąkę. Naszą łąkę. Stadną.Straciłam przytomność.

Od Rebeci - Zabawa ze źrebakami


Siedziałam na drzewie. Już od godziny obserwuje ogiera bawiącego się ze źrebakami. To zabawne. Każdy ma w sobie źrebaka.
Teraz akurat bawią się w ''chowanego''.
- 48,49... 50! - Szukam! - Powiedział patrząc się w pień drzewa. Następnie się obrócił. Uśmiechnął się i rozglądając się dookoła mówił :
- Gdzie to możecie być... Może tu? - Powiedział do krzaka. Za tym krzewem schował się źrebak i on o tym wiedział.
- Nie, to nie tu... - Już nie wiem, gdzie wy możecie być?
- Ha, ha, ha! Nie znalazłeś nas! - Powiedziały. źrebaki.
Zaśmiałam się.Niestety - za głośno. Ten opiekun źrebaków to usłyszał.
- Ktoś tam jest? - Zapytał zdziwiony i lekko przerażony spoglądając na drzewo.
Zniknęłam. I pojawiłam się za nim.
- Buu! - Krzyknęłam.
- Aaaa! - Odskoczył odruchowo. Po chwili uśmiechnął się.- Kto ty?
- Jestem kimś, na razie się o mnie się nie dowiesz wszystkiego. Wiem za to, że nazywasz się Martel, kochasz źrebaki i nie przestaniesz nim być. - Powiedziałam tajemniczo.
- Skąd to wiesz?-Zapytał się.
- Tajemnica. - Mrugnęłam okiem.
- A tak w ogóle to jesteś intruzem na terenie SBR. Czyli Stada Białej Róży. - Powiedział Martel ostro.
<Martel?>

La Petite Robe Noire powraca





 
















Imię: La Petite Robe Noire ( fr. Mała czarna)
Płeć: klacz
Wiek: 1 rok 
Charakter: stanowcza, ambitna, pewna siebie.
Stanowisko: strażniczka
Żywioł: Noc, czerń
Moce: rozmowa z czarnymi kotami, zamiana w mgłę, inne związane z żywiołami
Partner: Rafaello
Rodzina: Zmarła. 
Historia: Urodziła się niedaleko rzeki duchów (tj. Tam ją zostawili rodzice), wychowała się sama, bez niczyjej pomocy- dlatego też ma taki, a nie inny charakter.

Aktywne rzeczy ze sklepu: Uwięziona Dusza
właściciel: Nata Szkaa

Od Martela - Wróciłem... do stada

Poczułem znajome zapachy. Tak to mogło być tylko one. Stado Białej Róży. Moje stado. Moja rodzina. Pogalopowałem czym prędzej w stronę zapachu. Zatrzymałem się w Wesołym Parku. Nawet kiedy mrok przysłania wszystko, rozpoznałem to cudowne miejsce. Każdy teren rozpoznałem. Ta świeżość i czystość powietrza i jeszcze coś… zapach… krwi. No tak… wojna. Cofnąłem się o kilka kroków. Byłem sam. Jak palec. W każdej chwili mogli zaatakować wrogowie. Nastawiłem uszy i przypatrywałem się ciemności. Nagle jakaś sylwetka migła mi przed oczami. Przygotowałem się na atak, spodziewając się najgorszego. Już miałem zaatakować, gdy coś walło mnie w głowę. Tak mocno że o mało nie straciłem przytomności. To coś próbowało jeszcze raz zaatakować. Tym razem zrobiłem unik i przewróciłem rywala na ziemię. Ten szybko się otrząsnął i wstał. Zmrużyłem oczy. Ta sylwetka mi kogoś przypominała, lecz w tej ciemności mało co widziałem. Przeciwnik wymówił jakieś niezrozumiałe słowa. Zorientowałem się że nie mogę się ruszać. Na szczęście za pomocą ognia, rozpaliłem ciało do temperatury, która topi lód i rozmroziłem się. Potem przystąpiłem do ataku. W końcu przypomniało mi się skąd znam tą sylwetkę.
-Day Dream?
Ogier stanął już nie w pozycji ataku i uważnie mi się przyglądał
-Martel? To ty?
-No jasne że ja, a kto niby miałby tak walczyć z tobą?
-Myślałem że znalazłeś inne stado?
-Mógłbym opuścić najlepszego przyjaciela?
-Myślałem że to wróg, zresztą… panuje wojna- odpowiedział Day.
-Spoko. Nie twoja wina.
-To może chodź. Noc jest trochę chłodna, a ty na pewno nie masz jeszcze jaskini.
-Ech… do Rose pójdę później.
-To właź do mojej jaskini.
-Dzięki.
Poszliśmy razem w stronę jaskini Day`a. Gdy wszedłem do środka naprzeciw wyszła Faith.
-Martel?
-Siemka, Faith. Jak tam?
-Dobrze, ale… co ty tu robisz?
-Nie mogę odwiedzić znajomych i tereny swojego stada?
-Oczywiście że możesz, ale tak niespodziewanie?
-Rozrywki już mi na powitanie dano- powiedziałem i spojrzałem na ogiera.
Potem mój wzrok przeniósł się na małe sylwetki, leżące w głębi jaskini.
-Macie dzieci….
-Tak. Klaczkę i ogierka- odpowiedziała Faith
-Jak się nazywają?- spytałem
-Klaczka to Cortina, a ogierek to Kagerou Etto- powiedział Day
-Fajnie- odpowiedziałem
-A ty? Masz jakąś rodzinkę?- spytała Faith
-Na razie nie- odpowiedziałem i spojrzałem jeszcze raz na źrebaki.
-A może jakaś klaczka na oku?- zapytał Dream ze szczyptą żartu
-Na razie nie, ale może kiedyś?
-No chyba tak- powiedział Beta- To czekamy aż wzejdzie słońce. Na razie możesz u nas spać.
-Dzięki, ale naprawdę nie musicie- odpowiedziałem, lekko się uśmiechając.
Ogier spojrzał się na mnie i odpowiedział:
<Day Dream? Dokończysz?>

Wild zostaje zaadoptowana
























Imię: Wild
Płeć: klacz
Wiek: 1 rok
Cechy: tajemnicza, stanowcza, ambitna,romantyczna, odważna
Stanowisko: obrończyni
Żywioł: ogień, natura
Moce: czytanie w myślach, przewidywanie przyszłości, bycie niewidzialnym
Partner: czeka, aż kogoś pokocha.
Rodzina: rodzice oddali ją do stada,aby nauczyła się samodzielności,co jakiś czas ją odwiedzają.
Historia: ma dopiero rok, jednak już zdążyła podpaść niektórym koniom- oddalała się bez zgody rodziców, udała się nad rzekę duchów, gdyby nie strażnicy granic, przekroczyłaby granicę.
rodzina: rodzice oddali ją do stada,aby nauczyła się samodzielności,co jakiś czas ją odwiedzają.
Aktywne rzeczy ze sklepu: Eliksir Płodności
Właściciel: Kumpel100

Od Twistera i Jess - CD

- Twister ! - krzyknęłam
***
- Co, gdzie, kiedy, jak!? - krzyknąłem zdezorientowany.
***
- Tu - powiedziałam - mam coś z prawym kopytem...
***
- Jess! Już lecę!
Podbiegłem do klaczy.
- Pokaż no... - spojrzałem na kopyto klaczy. Wyglądało... - Uuch! Trzeba z tym pójść do lekarza. A, No tak, ty nie możesz. Poczekaj, opanuję się.
Odwróciłem się, wziąłem kilka oddechów i powiedziałem:
- Dobra, lecę po lekarza!
***
- Tylko szybko ! - krzyknelam.
Po 10 minutach przybiegl Twister z lekarzem...
***
Reina, bo to ją pierwszą znalazłem, podniosła ostożnie nogę Jess, która w tym czasie zmróżyła oczy i zacisnęła zęby.
- Coś utknęło w kopycie - powiedziała Reina. - Wyjmę to ostrożnie. To zaboli trochę, ale się nie ruszaj...
***
Po chwili już wyciągnęła. Mogłam znowu normalnie chodzić.
- Dziękuję Twister - powiedziałam
***
- Nie dziękuj - uśmiechnąłem się w duszy, bo na zewnątrz jakoś nie potrafiłem.
Nagle przybiegł Silver i krzyknął do nas:
- Jess, Twister! Jak dobrze, że jesteście! Potrzebujemy obrońców na północy, Jess chodź za mną!
I pobiegł nieco wolniej. Zawróciłem na północ, jednak szybko się zatrzymałem. Spojrzałem ukradkiem na Jess, potem na drogę, znowu na Jess i jeszcze raz na drogę. Po krótkim namyśle wróciłem się i cmoknąłem klacz w policzek.
***
Zarumieniłam się.
- Twister chodź z nami ! - powiedziałam
***
- Muszę pomóc na północy... Zobaczymy się później!
Pobiegłem na swoje stanowisko, a raczej go szukać.
***
Po 3 godzinach zobaczyłam Twistera.
- Twister ! - krzyknęłam
***
- Jess, jesteś! - uśmiechnąłem się, kiedy ją zobaczyłem.
Podbiegłem do klaczy.
***
- Nie umiem bez ciebie zyc ! - krzyknelam
Podbieglam do ogiera przytulilam sie....
***
Uśmiechnąłem się, ale odsunąłem od klaczy. Popatrzyłem jej głęboko w oczy. Nie wiedziałem, czy to "ta". Tak, czy tak pocałowałem ją w policzek.
***
Spuściłam łeb. Nie chciałam żeby Twister widział moją twarz....
***
Obniżyłem łeb i spojrzałem na Jess.
- Jess, co jest?
***
- Nic - powiedziałam
Poleciały mi łzy...
***
- Widzę, że coś jest nie tak.
Podniosłem nagle głowę. Widziałem kogoś...
***
- Nie tylko przypomniałam sobie o Belli....
***
Przede mną, w oddali stała Nefira. Wiatr muskał jej grzywę i ogon, była piękna. Spojrzałem na Jess. Ona jest jej uosobieniem w ciele żywym, mimo iż z wyglądu są zupełnie inne.
- Wiesz, Jess...
Klacz spojrzała na mnie. Ja nadal patrzyłem na Nefirę.
- Mogę ci "zafundować" spotkanie z córką, takie prawdziwe.
***
- Jak ? - spytałam
***
- Jestem takim, że tak to nazwę, końskim medium. Widzę i trochę rozumiem duchy. Nigdy nikomu tego nie mówiłem, ale jak byłem młody miałem taką przybraną "mamę". Tak, była psem, ale znała się na wielu rzeczach. Nauczyła mnie paru sztuczek, rytuałów i takich tam, dzięki czemu umiem prawdziwie się porozumiewać ze zmarłymi. Umiem również spowodować, byś i ty mogła się spotkać z Bellą.
***
- Twister nie ja nie moge. - spuscilam leb.
- Czemu ?
- Bo bede miala wspomnienia a przez to wszystko bedzie zle nie zrozum mnie zle ja po prostu tego nie chce. - powiedzialam smutno
***
- Jak chcesz, ale przynajmniej byś ją zobaczyła. Jednak to twoja decyzja. Przejdziemy się? - zmieniłem temat.
***
Kiwnełam głową.
***
Ruszyliśmy przed siebie. Jess miała spuszczony łeb, mi też nie było do śmiechu. Jedynie Nefira wesoło truchtała obok nas. Zaczynało mnie to irytować, a ona chyba o tym wiedziała.
- Musisz tak się cieszyć? - wybuchłem.
Jess popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.
***
Przed soba widzialam Belle byla piekna. Lecz ja nic nie mowilam. Na mojej twrzy nawet usmiechu nikt nie dostrzegl. Nagle w oddali widzialam czarnego ogiera biegl cwalem na mnie......


CDN