środa, 28 sierpnia 2013

Od Jenny


Promienie słońca delikatnie muskały moją szyję, ze smutkiem patrzyłam na to, co się wokół mnie działo, raz na jakiś czas podchodzili do mnie inni i pytali co się dzieje, a ja każdemu odpowiadałam to samo „Martwię się tą wojną…”, gdyby tylko ktoś wiedział, że powód jest inny, że tu chodzi o ogiera, jakby podeszła do mnie jakaś przyjaciółka, czy znajoma, to na słowo „ogier” od razu zaczęły by paplać jak najęte, nie wiedząc, że tu nie chodzi o zwykłego ogiera, tylko o kompletnie mi obcego, groźnego i wrogiego ogiera… Zawsze myślałam, że kiedy znajdzie się jakiegoś partnera to będzie romantycznie, bajecznie i kolorowo, zupełnie tak, jak ze wszystkich opowieściach mojej mamy i wtedy zakręciła mi się łezka w oku, przypomniała mi się rodzina, którą zostawiłam, tak po prostu, bez pożegnania, bez rozmowy… Ostatnio widziałam rodziców rok temu, a siostra? Przypomniało mi się to, jak udawałyśmy takie „dorosłe” i jednocześnie plotkowałyśmy o młodym alfie, przez którego przeżywam to wszystko i nie wiem, czy mu za to dziękować w sposób serdeczny, czy sarkastyczny… Wstałam i wolnym stepem ruszyłam do Ogrodu Zakochanych.
***
I tu taki drobny szczegół, to miejsce było zazwyczaj przepełnione tymi wszystkimi parami i wzdychającymi końmi, a dzisiaj wydawało mi się puste. Urocze, jak zawsze, ale puste. Ułożyłam się pod drzewem i wbiłam spojrzenie w płaczącą wierzbę. Patrzyłam na nią i myślałam o tym wszystkim, aż w końcu z oczu zaczęły mi lecieć łzy.
-Nie płacz. – usłyszałam za sobą ciepły i uspokajający ton głosu.
Czym prędzej wstałam i się odwróciłam. Ujrzałam tego, którym były przepełnione moje myśli.
-To ty… - Odpowiedziałam głosem małej, niewinnej dziewczynki.
Ogier uśmiechnął się
C.D.N.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz