Kiedy wyszedłęm od Vegi miałem zszyte i zabandażowane nogi. Czułem się
dziwnie, bo nigdy nikt nie zszywał moich nóg tylko po prostu krew mi
ciekła a ja biegłem dalej, teraz gdy była wojna poczułem w sobie nagły
przypływ energii. Pomyślałem że to idealny czas aby pójść na zwiady.
Pogalopowałem zrównoważonym galopem do Pewnego lasu i postanowiłem go
dokładnie przeczesać. Kiedy tak chodziłem po lesie usłyszałem cichy
szelest i stukot obejrzałem się za siebie stał tam kary ciężki pociągowy
ogier. Wiedziałem że nie ma przyjaznych zamiarów, mój mózg w tej
chwili przetwarzał tysiące opcji w końcu pomyślałem że to ja muszę
zacząć. Rzuciłem się na ogiera ale on dzielnie odparł atak, ja znowu
zaatakowałem tym razem byłem szybszy kopnąłem ogiera w klatkę piersiową i
on przewrócił się a ja stanąłem nad nim i zapytałem:
- Kto cię tu przysłał?
-Moje stado - powiedział ochrypłym tonem
- A po co?
- Na zwiady, miałem zobaczyć gdzie przeprowadzić bitwę - powiedział jeszcze bardziej ochrypłym głosem
- Dobrze - powiedziałem po czym zerwałem trochę magicznego ziela i
przyłożyłem je do rany ogiera, która od razu po tym się zagoiła.
- Dziękuje - odrzekł z wdzięcznością ogier
- A cha, teraz wstawaj i "odprowadzę Cię" do granicy i żebym Cię tu
więcej nie widział - chciałem być miły ale w głębi duszy wiedziałem że
jest moim wrogiem.
- Dobrze. - powiedział ogier i wstał pospiesznie
Ja w tym czasie chwyciłem go za grzywę i wyrwałem mu kilka długich
czarnych włosów, które posłużyły mi jako sznurek. Po tym pogalopowaliśmy
razem do granic stada gdy przybyliśmy na miejsce odwiązałem sznurek po
czym ogier przeskoczył przez ogrodzenie i pogalopował przez pustkowie
ale ja w oddali zobaczyłem wielkie stado karych koni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz