No więc mam wręcz fotograficzną pamięć. To działo się... 2 Lata temu.
Był ranek. Leżałam na łące wraz z moim stadem, moją rodziną. Słońce świeciło mi w oczy. Mój ojciec jest poważnie chory.
Położyłam się obok taty.
- Przynieść ci coś na śniadanie? - Zapytałam go.
- Tak, jak najbardziej. Zgłodniałem. - Odpowiedział mi, spoglądając w
dal zauważył tam zbliżający się czarny punkt. Zignorował go.
Szłam przez łąkę. Na jej środku rośnie wielkie drzewo, jabłoń. Daje dużo cienia.
Podeszłam do drzewa. Podniosłam głowę do góry. Zauważyłam tam duże, czerwienią lśniące jabłko. Chciałam je zerwać,ale
byłam niska ( jako źrebak ) i nie dosięgałam do jabłka. Zaczęłam kopać w
drzewo. Ani drgnęło. Kopałam mocniej i mocniej. Aż w końcu,
gałąź na której było jabłko - spadła na ziemię.Dumna z siebie wzięłam gałąź w pysk i pobiegłam do taty. Lecz go tam nie było.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz