już wieczór, siedziałam w swojej jaskini, gdzie przyjmowałam ranne
konie. Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy. Nadstawiłam uszy usłyszałam
jakieś szepty:
- Tu chyba będzie jakiś lekarz...
- Miejmy nadzieję.
- To co, wchodzimy?
- Tak.
W tej samej chwili usłyszałam dźwięk wybitego szkła i 2 kare konie
weszły do jaskini. Próbowałam uciec, nie było to łatwe. Kopnęłam
jednego z nich w klatkę piersiową. Po chwili miał plamę z krwi na ciele.
Były po tym ślady także na podłodze. Nerwowo rozglądałam się po całej
jaskini, wreszcie znalazłam świetny sposób, żeby uciec, już miałam
ruszyć Gdy nagle poczułam przeszywający ból na potylicy. Potem zrobiło
mi się ciemno przed oczami.
Ocknęłam się kiedy jeden z nich niósł mnie na grzbiecie, chciałam się
wyrwać, lecz nie mogłam ruszyć nawet jednym kopytem. Próbowałam się
uzdrowić, ale nawet moja moc nie działała. Wtedy wpadłam na pomysł.
Przez cały dzień było pogodnie, ciepło i słonecznie. Pomyślałam, że
stworzę burzę. Nie udało się. Zebrałam wszystkie siły, (nie miałam ich
zbyt dużo) spróbowałam drugi raz, z nieba spadł ulewny deszcz. "Chociaż
to" - pomyślałam. Potem zemdlałam.
*******
Gdy się obudziłam byłam już na miejscu. Byłam jeszcze słaba. Usłyszałam rozmowę kilku ogierów.
- To co z nią zrobimy?
- Nie wiem, jest całkiem ładna, może pracować dla nas.
- A co jeżeli nie będzie chciała?
- To ma problem.
- Masz rację, gdzie ją zanieść?
- Gdziekolwiek, myślisz, że ta siwa mnie obchodzi?
Tego już było za wiele, w tej samej chwili "Ta siwa" - czyli ja wstałam i
rzuciłam się na ogiera. Po jego minie widać było, że się tego nie
spodziewał. Kopnął mnie centralnie w łopatkę. Za chwilę uleczyłam się.
- Niezła jest. - szepnął jakiś koń, który przyglądał się temu wszystkiemu
Walka trwała jakieś pół godziny, potem szczęście mi już nie dopisało, bo
nawet nie zauważyłam kiedy, byłam już związana. Zanieśli mnie do
jakiejś ciemnej i zimnej jaskini. Z przodu były drewniane kraty. Byłam
pewna, że je wyłamię, lecz myliłam się. To drewno było wyjątkowo mocne.
Kopałam w ściany jaskini, ale to też nic nie dało. Może i mogłam
uzdrawiać, ale byłam bardzo drobnej postury. Nie to co naprzykład
Havanes. Właśnie, Havanes... jak ja bym chciała go teraz zobaczyć... Na
pewno się o mnie martwi...
Zarżałam rozpaczliwie.
Jak ja bym chciała być teraz w stadzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz