poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Od Harry'ego - Dzisiejszy dzień

Obudziłem się wczesnym rankiem. Wszystkie konie jeszcze smacznie spały. Nagle głośno zaburczało mi w brzuchu. Szybko wybiegłem z jaskini by nie obudzić innych koni. Trwa wojna więc w drodze na łąkę musiałem być bardzo czujny. W każdej chwili jakiś obcy koń mógł mnie zaatakować lub nawet zabić. Łąka była daleko więc każdy koń chodził na skróty przez las. Wolałem nie ryzykować więc poszedłem dłuższą drogą. Gdy widziałem już łąkę zacząłem cwałować. Byłem coraz bardziej głodny. Nagle przede mną wyskoczyła zdyszana Jenny. Widać było strach w jej dużych oczach.
- Harry oni tu są!- krzyknęła przestraszona.- Oni tu na prawdę są. Trzeba zawiadomić stado, że zaczynają atakować!
- Ale kto tu jest?!
Zaraz gdy to powiedziałem zza drzew które znajdowały się 100 metrów od nas pojawiło się z 50 ogierów ze stada z którym toczymy wojnę.
- O nie!- krzyknąłem.- Biegnijmy po stado! Szybko za mną!!!
Ruszyliśmy jak najszybciej. Zajęło nam to parę sekund, ponieważ cwałowaliśmy tak szybko, że nawet najszybszy koń świata nie zdołałby nas dogonić. Gdy dotarliśmy na miejsce obudziliśmy resztę stada i ruszyliśmy do ataku. To była moja pierwsza walka więc się trochę bałem, że zrobię z siebie głupka przed wszystkimi końmi. Na szczęście nic nikomu się nie stało. Wszystkie konie uciekły. Zaraz potem zaczęliśmy się cieszyć.
- Wygraliśmy!- krzyknął Rudy.
- Nie. Jeszcze nie wiadomo- zaczął Silver.- Oni mogą jeszcze wrócić więc nie bądźmy przekonani, że to już koniec walki.
Po chwili ku naszym zdziwieniu na horyzoncie pojawiło się ze 100 ogierów jeszcze silniejszych i większych.
- Trzeba wezwać o pomoc inne zwierzęta, sami nie damy rady- powiedział Day Dream.
- Day czy to już koniec?!- powiedział zrozpaczony Amon.
- Harry biegnij po inne zwierzęta! Sami nie damy rady!- zawołał młody samiec Alfa, Rafaello.
Posłuszni kiwnąłem głowa i pobiegłem jak najszybciej po inne zwierzęta. Nie zajęło mi to nawet 2 minut a już byłem na miejscu z pomocą. Jelenie zaczęły odrzucać konie swoimi potężnymi porożami. Ptaki zaczęły szczypać swoimi dziobami, wilki i lisy gryzły, dziki zaczęły przewracać konie, a my (konie) zaczęliśmy używać swoich mocy. Wojna ta trwała długo, ale na szczęście skończyła się zwycięstwem Stada Białej Róży. Nikomu nic się nie stało. Zwierzęta wróciły do swoich domów. Ja i inne konie wróciliśmy do jaskini gdzie powitały nas klacze. Gdy nadeszła już pora spania wszyscy byli tak zmęczeni, że nie zdążyli nawet zjeść kolacji. Mam nadzieję, że jutro nie zaatakują nas tak niespodziewanie.
KONIEC : * ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz