Byłam w wesołym parku. Rozmyślałam czy Amon traktuje mnie poważnie,
szczerze nic do niego nie czuje. Postanowiłam się przebiec. Niestety,
niefortunnie przewróciłam się na gałęzi. Pozostawiłam tam ślady krwi.
Gdy biegłam rana nosiła zew krwi. Zmęczona położyłam się pod drzewem i
czekałam aż zajdzie słońce. Wygodnie wyłożyłam kopyta i odprężyłam się.
Nagle słońce zaszło, w mgnieniu oka zaczęło potwornie padać. Zaczęło
grzmieć i błyskać się. Zobiło się ciemno. Postanowiłam uciekać. Gdy
gnałam w stronę łąki coś chyciło mnie za nogę. Był to potężny wilk.
Chcycił mnie za nogę. Zaczęłam wierzgać. Jednak basior nie dawał za
wygraną, chociaż mocnym kopniakiem powaliłam go, ten chwycił się mojego
grzbietu i zaczął się we mnie wpijać. Rany były coraz głębsze i coraz
więcej krwi zalewało mnie. Myśląc że to koniec położyłam się na trawie i
czekałąm na śmierć. Nie miałam już siły walczyć. Padłam na ziemię i
czekałam. Wilk chciał mi już skoczyć do gardła, jednak nie zauważyłąm
pięknego pędzącego konia. Uderzył, raz a dobrze wilka a ten padł na
ziemie i już nie wstał. Ja byłam nieprzytomna.
Śniło mi się sczęście u boku ogiera, lawendowe wybiegi. Nagle ujżałąm w
śnie światło, zobaczyłam tam moją mamę, tatę. Gdy miałam już się do nich
przytulić wybudziłam się. Byłam w ciepłej jaskini. Nade mną stał
majestatyczny ogier. Czuwał nade mną.
Wstałam.
-Dziękuję. Uratowałeś mi życie!
Po moim policzku spłynęła łza.
<Fynn? Mój bohaterze? ;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz