Szłam przez tereny stada, rozglądając się dookoła, tylko nie w przód.
Przyglądałam się pięknej rzece, nad którą właśnie się znajdowałam. I
nagle w coś uderzyłam. Otrząsnęłam się i zobaczyłam, że nie uderzyłam w
coś, tylko w kogoś. W kogoś Czarnego. Ten Czarny koń przyglądał mi się
zdziwiony. Piękny był...
- Sorry, nie wiedziałam, że tam stałeś... - Powiedziałam zawstydzona. Od
niedawna się zmieniłam. Jestem trochę miękka, ale jeśli chodzi o
ochronę bliskich, lub atak, to jestem twarda jak głaz. Czy jak skała...
- Nic się nie stało. - Powiedział ogier. - Nie codziennie ktoś na ciebie wpada, co?
Ogier uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiechnął.
Chwilę później, kopyta zaczęły mi się ześlizgiwać do rzeki. Było w niej
dużo skał. Jedna noga utknęła między skałami, a reszta ciała poleciała
do przodu. Usłyszałam jakby złamanie... Moja noga jest złamana! Czarny
bez wahania, jak tylko to zobaczył - pomógł mi.
<Czarny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz