Chodziłem jak to zwykle w pobliżu Pewnego Lasu. Jakoś polubiłem to
miejsce. Można było tu rozmyślać, a nawet położyć się wśród drzew i
pomarzyć. Lecz teraz było inaczej. W lesie czaili się wrogowie. Kare
ogiery, które napadły na nasze stado.
Nie musiałem być przy źrebakach, ponieważ teraz je pilnowała Alice.
Miała tylko na razie dwa źrebaki, ale już słyszałem że mają przyjść
następne. Ucieszyłem się. Kocham źrebaki. Kocham się bawić. Ogółem…
kocham dzieci. Beztrosko latają po łąkach i niczym się nie martwią.
Szczęśliwe i pełne energii. Niech korzystają z tego. Dużo koni nie miał
takiego dzieciństwa. Jednak przed dorosłością nie da się uciec. Cortina
i Kagerou dorośli. Ach… jak to szybko minęło. Przed chwilą były jak
ziarnko grochu. Maleńkie. Uświadomiłem że gadam jak rodzic. Otrząsnąłem
się z transu. Chociaż byłem zamyślony, to uśmiech z mojej twarzy nie
znikał. Lecz wiedziałem w jakie niebezpieczeństwo się ładuję jak wejdę
sam do lasu. Byłem na skraju. Ale to że Martel jest z natury bardzo
ciekawy, więc Martel postanowił pójść do lassu. Nie wiedziałem jednak że
ktoś za mną idzie. Odwróciłem się. Za drzewem coś stało. Postanowiłem
to sprawdzić. Podeszłem i moim oczom ukazał się…
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz