Przeraziłam się. Rozglądałam się dookoła. Nie wiedziałam o co chodzi. Na
chwilę zamknęłam oczy. Miałam uczucie troski, strachu i zmęczenia.
Przede mną ukazała się wizja. Wizja koni... Wielkiej grupy. W niej jest
mój ojciec. Czułam , że te konie szły w górę. Lecz w brew swojej woli.
Czarne konie otaczały je. I nagle się ''obudziłam''. Przeraziłam się,
bo wiedziałam, że to się dzieje na prawdę. Biegnęłam jak najszybciej do
stada. Wiedziałam, że nie moge się pokazywać. Byłam w krzakach.
Skradałam się. Wreszcie- zobaczyłam grupę. A w niej- Mojego tatę.
Ucieszyłam się. Usłyszałam głos. Mówił :
- Nie bój się. Nic mi nie jest. Nie mogę do ciebie mówić, więc przesyłam
myśli. Jesteśmy na górze 4 żywiołów.Obiecaj, że nas uratujesz.
Jesze nie teraz. Musisz zebrać stado. Przyjdź do nas... Po nas.
- Przyjdę...- Obiecałam.
I wyszłam z krzaków.
No i wędrowałam tak z 2 lata. I zobaczyłam dwa konie kłucące się.
Podeszłam do nich. Nawet mnie nie zauważyły.
- Eech... - Ziewnełam. Wędrowałam bez przerwy przez 2 lata. Spałam raz w miesiącu. Nawet nie zauważyłam, że zasnęłam.
Te 2 konie to zauważyły.
<˛Fynn ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz