- Twister ! - krzyknęłam
*** - Co, gdzie, kiedy, jak!? - krzyknąłem zdezorientowany. *** - Tu - powiedziałam - mam coś z prawym kopytem... *** - Jess! Już lecę! Podbiegłem do klaczy. - Pokaż no... - spojrzałem na kopyto klaczy. Wyglądało... - Uuch! Trzeba z tym pójść do lekarza. A, No tak, ty nie możesz. Poczekaj, opanuję się. Odwróciłem się, wziąłem kilka oddechów i powiedziałem: - Dobra, lecę po lekarza! *** - Tylko szybko ! - krzyknelam. Po 10 minutach przybiegl Twister z lekarzem... *** Reina, bo to ją pierwszą znalazłem, podniosła ostożnie nogę Jess, która w tym czasie zmróżyła oczy i zacisnęła zęby. - Coś utknęło w kopycie - powiedziała Reina. - Wyjmę to ostrożnie. To zaboli trochę, ale się nie ruszaj... *** Po chwili już wyciągnęła. Mogłam znowu normalnie chodzić. - Dziękuję Twister - powiedziałam *** - Nie dziękuj - uśmiechnąłem się w duszy, bo na zewnątrz jakoś nie potrafiłem. Nagle przybiegł Silver i krzyknął do nas: - Jess, Twister! Jak dobrze, że jesteście! Potrzebujemy obrońców na północy, Jess chodź za mną! I pobiegł nieco wolniej. Zawróciłem na północ, jednak szybko się zatrzymałem. Spojrzałem ukradkiem na Jess, potem na drogę, znowu na Jess i jeszcze raz na drogę. Po krótkim namyśle wróciłem się i cmoknąłem klacz w policzek. *** Zarumieniłam się. - Twister chodź z nami ! - powiedziałam *** - Muszę pomóc na północy... Zobaczymy się później! Pobiegłem na swoje stanowisko, a raczej go szukać. *** Po 3 godzinach zobaczyłam Twistera. - Twister ! - krzyknęłam *** - Jess, jesteś! - uśmiechnąłem się, kiedy ją zobaczyłem. Podbiegłem do klaczy. *** - Nie umiem bez ciebie zyc ! - krzyknelam Podbieglam do ogiera przytulilam sie.... *** Uśmiechnąłem się, ale odsunąłem od klaczy. Popatrzyłem jej głęboko w oczy. Nie wiedziałem, czy to "ta". Tak, czy tak pocałowałem ją w policzek. *** Spuściłam łeb. Nie chciałam żeby Twister widział moją twarz.... *** Obniżyłem łeb i spojrzałem na Jess. - Jess, co jest? *** - Nic - powiedziałam Poleciały mi łzy... *** - Widzę, że coś jest nie tak. Podniosłem nagle głowę. Widziałem kogoś... *** - Nie tylko przypomniałam sobie o Belli.... *** Przede mną, w oddali stała Nefira. Wiatr muskał jej grzywę i ogon, była piękna. Spojrzałem na Jess. Ona jest jej uosobieniem w ciele żywym, mimo iż z wyglądu są zupełnie inne. - Wiesz, Jess... Klacz spojrzała na mnie. Ja nadal patrzyłem na Nefirę. - Mogę ci "zafundować" spotkanie z córką, takie prawdziwe. *** - Jak ? - spytałam *** - Jestem takim, że tak to nazwę, końskim medium. Widzę i trochę rozumiem duchy. Nigdy nikomu tego nie mówiłem, ale jak byłem młody miałem taką przybraną "mamę". Tak, była psem, ale znała się na wielu rzeczach. Nauczyła mnie paru sztuczek, rytuałów i takich tam, dzięki czemu umiem prawdziwie się porozumiewać ze zmarłymi. Umiem również spowodować, byś i ty mogła się spotkać z Bellą. *** - Twister nie ja nie moge. - spuscilam leb. - Czemu ? - Bo bede miala wspomnienia a przez to wszystko bedzie zle nie zrozum mnie zle ja po prostu tego nie chce. - powiedzialam smutno *** - Jak chcesz, ale przynajmniej byś ją zobaczyła. Jednak to twoja decyzja. Przejdziemy się? - zmieniłem temat. *** Kiwnełam głową. *** Ruszyliśmy przed siebie. Jess miała spuszczony łeb, mi też nie było do śmiechu. Jedynie Nefira wesoło truchtała obok nas. Zaczynało mnie to irytować, a ona chyba o tym wiedziała. - Musisz tak się cieszyć? - wybuchłem. Jess popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem. *** Przed soba widzialam Belle byla piekna. Lecz ja nic nie mowilam. Na mojej twrzy nawet usmiechu nikt nie dostrzegl. Nagle w oddali widzialam czarnego ogiera biegl cwalem na mnie...... CDN |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz