Wysłałem ogiera na przeszpiegi. Po chwili zawróciłem do Rose.
- I co? - spytała.
- Przeszuka okolice.
- Szykuje się wojna, Day - westchnęła.
- Niestety Rose.
Patrzyliśmy w milczeniu w krzaki. Nagle zauważyłem niepokojący ruch w okolicach opuszczonego pastwiska.
- Biegniemy! - wrzasnąłem do Rose.
Pobiegła za mną. Kilka obcych ogierów otaczało Faith. Szybko przeliczyłem. 10. Jeden zbliżył się do mojej ukochanej i kopnął ją. Próbowała oddać, ale była osłabiona prze ciążę.
- Będziemy mieli z niej pociechę chłopaki! Zobaczcie jaka ładna! Będzie dobra do zabawy - wrzasnął kary ogier.
- Najpierw zabawi się nią przywódca. Potem odda nam - roześmiał się chrapliwym głosem inny.
Ogarnęła mną ślepa furia.
- ONA JEST MOJA! - wrzasnąłem i skoczyłem pomiędzy zaskoczone ogiery.
Pierwsze cztery zabiłem bez trudu. Lekkie kopnięcie w głowę. Czasami lubiłem moją siłę. Pięć rzuciło się na mnie, a jeden na Rose. Bez trudu poradziła sobie z nim. Zabiłem kolejnego. Kątem oka zauważyłem, że Rose zabiera Faith. Myślała, że sobie poradzę. Ja też tak myślałem. Jednak poczułem mocne uderzenie w głowę. Straciłem przytomność.
***
Słyszałem gwar. Lekko uchyliłem powiek.
- Odzyskał przytomność - powiedział ktoś.
Teraz już jawnie uniosłem głowę. Bolała jak diabli.
- Duży, silny, mocny. Uważajcie może być niebezpieczny.
Wstałem ze złością. Miałem skrępowane nogi. Szarpnąłem więzy. Te na zadach pękły. Okoliczne konie odsunęły się na bezpieczną odległość. Zdumione spojrzały na mnie.
- Jeszcze nikt nie rozerwał więzów przywódcy - szeptały.
Nagle rozstąpiły się. Przede mną stał ON. Przywódca. Niższy ode mnie srokaty ogier. Zmierzył mnie wzrokiem. Odpowiedziałem mu wściekłym spojrzeniem.
- Będzie dobry. Trzeba go tylko wyszkolić. Będzie idealnym zabójcą. Ilu zabił w pojedynku? - spytał.
- Pięciu - odpowiedział ktoś.
Na mojej głowie pojawił się magiczny kantar. Łańcuch przywiązany do niej był zaczepiony o kołek wbity w ziemię. Moje przednie więzy zniknęły.
- Posłuchaj. To wszystko jest magiczne. Jeśli będziesz próbował się zerwać porazi cię prądem - spojrzał na mnie.
Skinąłem głową.
- Mamy propozycję. Dołącz do nas dobrowolnie. Jak nie to zmusimy cię do tego.
- Nie - powiedziałem.
Pokręcił głową. Konie patrzyły na mnie pełne podziwu. ,,Nikt dotąd nie odmówił przywódcy'' - szeptały.
- Cisza tam! - wrzasnął.
Umilkły przerażone.
- Nie dawać mu wody. Zobaczymy jak długo wytrzyma - powiedział i odszedł.
(Fejfu??)
1. Day na prawdę jest porwany. Nikt nie może go znaleźć.
2. Wojna pewnie niedługo wybuchnie. Porwanie samca beta przypieczętowało sprawę.
3. Co myślicie o wyglądzie Day'a??
4. Dokończenie na życzenie Fejfusia <33333333333.
Ja...chce...BALUNA!
OdpowiedzUsuńNie podważaj zdania Gen. Rudeckiego...Balunie!
~Gen Rudecki C: