poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Od Faith - CD historii Day Dream'a

Pogalopowałam w stronę granic nie zwracając uwagi na krzyczącą Rose. Martwe, uschnięte drzewa naprawdę przybijały. Każda próba zazielenienia obszaru kończyła się niepowodzeniem. Listki natychmiast marniały i upadały na ziemię. Idąc dalej usłyszałam znajomy głos. Akcent przyprawiał mnie o dreszcze, zawsze w połączeniu z nutą nienawiści. Spojrzałam na jego właściciela. Niski, srokaty ogier, dokładnie taki, jak kilka lat temu. Jego świdrujące spojrzenie z biegiem czasu stało się jakby bardziej złowrogie. Kryjąca się we mnie szczera nienawiść postanowiła w końcu się ukazać. Wymyślałam coraz to nowe sposoby tortur. Za to, co zrobił. Wręcz psychopatyczne myśli się we mnie kotłowały, razem z poczuciem bezsilności oraz jego nieodłącznym towarzyszem, pesymizmem. Całość mogła wywołać niezłe zawroty głowy. Bez zastanowienia, pewnym krokiem wyszłam na plac, na którym stał on. Zmrużył oczy, jakby intensywnie myślał.
- Ah, kogo my tu mamy.. - w końcu powiedział. W odpowiedzi, jako brak szacunku, splunęłam mu wprost pod kopyta. - Zadziorna jak zawsze.. Nic się nie zmieniłaś.. Więc opowiadaj, co cię tu sprowadza, skarbie, taką..
- Nie nazywaj mnie tak.
- Oczywiście. Taką bezbronną, małą istotkę.
- Nie wiesz, co mówisz - uśmiechnęłam się. Ciało ogiera przeszył ostry ból. Ten tylko się zaśmiał. Ogiery schowane za drzewami wyszły i mnie okrążyły. Po chwili cała armia zwijała się z bólu. Oprócz przywódcy.
- Przydatne..
Jeśli ból fizyczny nie oddziaływał na niego zamierzanie, to może ból psychiczny.. - pomyślałam. Chwilę później ogier zawdzięczał mi jedne z najgorszych majaków. W pierwszej chwili jego oczy były przerażone, z biegiem czasu zaczął się coraz bardziej uśmiechać. W końcu wybuchł śmiechem.
***
Zlitowałam się nad armią. Uzdrowiłam ich, jednak przy każdej próbie wejścia na nasze tereny, przeraźliwy ból powróci. Wstali, popatrzyli na mnie i rzucili się do ataku. Pogalopowałam z powrotem na tereny stada. Chwilę później przede mną leżał tłum ogierów. Na myśl, ze to tylko ich część, zrobiło mi się słabo.  Wojna była pewna.  Pobiegłam najpierw do wojowników, ci przekazali wiadomość dalej, po czym zajęli pozycje, by być gotowym do ataku. Byliśmy bardzo słabi, brakowało koni. Planowałam zebranie najsilniejszych koni pod względem mocy, niezależnie od stanowiska, by uwolnić Day'a. Znałam doskonale słabości przywódcy, wszystkie jego lęki oraz zamiłowania. Usiadłam i przypomniałam sobie wydarzenia sprzed lat. Bardzo młody ogier i bardzo młoda klacz - to nie miało szans na udanie się. Zastanawiałam się, czy później znalazł kogoś innego. I czy traktował go tak samo, jak mnie. Najpierw opiekuńczy, czuły, kochający. Później egoistyczny z sadystycznymi skłonnościami. Nie chciałam przypominać sobie jego imienia. I tak nic ono nie znaczyło. W końcu wykończona zasnęłam. Obudziły mnie krzyki i liczne wołania o pomoc. Oni tu byli.

<Jenny? ^.^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz