niedziela, 4 sierpnia 2013

Od Sashy

Urodziłam się w malutkim stadzie które mieszkało w górach. Była to prawdziwa szkoła przetrwania, a jednak... kochałam to miejsce. Było to cudowne miejsce gdzie każdego dnia działo się coś innego. Był to dla mnie prawdziwy dom. Urodziłam się w nim, wychowałam, a nawet zakochałam się lecz nieszczęśliwie. Niby jestem młoda, ale zdążyłam już natrafić na wiele przeszkód i nieszczęśliwych miłości. 
Pewnego dnia alfa naszego stada nam oznajmił że...
- Niestety nasze stado jest zbyt małe by przetrwać. Wystarczy by zaatakowały nas wilki a wszyscy zostaniemy martwi. Bardzo nam przykro lecz musimy się rozdzielić. - Po tych słowach poszedł ze swą partnerką na północ.
Ja poszłam w odwrotną strone. postanowiłam sobie że znajdę drugi dom. Nieważne czy u ludzi czy w stadzie. Ważne bym była tam szczęśliwa. Widziałam dużo łąk, lasów, wodospadów, gór i rzek. Czasami szłam stęmpem, a czasami biegłam cwałem goniąc wiatr. 
Kiedy piłam wieczorem z rzeki nagle usłyszałam trzaski i szepty. Szybko odwróciłam głowę w kierunku odgłosów. Zobaczyłam trzy sylwetki ludzi. Tak, wiedziałam jak wyglądają ludzie ponieważ raz widziałam człowieka który nas dokarmiał zimą. Ale słyszałam że ponad połowę z nich stanowią złe charaktery. Wszyscy byli tak samo ubrani. Cali czarni. Położyłam uszy i tupnęłam ze złością nogą. Nie miałam zamiaru uciekać. To nie w moim stylu. Oni zaczęli się powoli zbliżać. Zobaczyłam jak odkładają broń na ziemię i kucają przypatrując się mnie. Zdziwiona podniosłam uszy. Jeden z nich wyciągnął zza pazuchy jabłko i wyciągnął ręke w której trzymał owoc w moim kierunku. Nie ruszyłam się. Byli przebiegli. Chcieli mnie pewnie złapać kiedy do nich podejdę. Cały czas patrzyłam na tego człowieka. Nie zauwazyłam że dwaj inni zniknęli w gąszczu. Nagle poczułam coś grubego i drapiącego co ciągnęło mnie do tyłu na szyi. Potem poczułem następny sznur na szyi, a potem jeszcze następny! Zaczęłam wierzgać i szarpać się co sił. Dwoje ludzi stało z tyłu i jeden z przodu. Nagle poczułam zaciskającą się pętlę wokół tylnych nóg. Obróciłam głowę i zobaczyłam że jeden sznur został przywiązany do drzewa. Straciłam równowagę i runęłam na ziemię. Kopałam cały czas przednimi nogami, a łbem rzucałam na wszystkie strony. Zawsze kiedy widziałam rękę przy sobie próbowałam ją ugryźć. W końcu wszystkie sznury zostały przywiązane do drzew, a ludzie wykorzystali mój strach żeby związać mi przednie nogi i pysk. Zakryli mi oczy. Po chwili usłyszałam warkot i poczułam na całym ciele mnóstwo rąk. Próbowałam się szarpać, ale byłam cała skrępowana. ludzie wsadzili mnie do dużego pudła co nazywali przyczepą i tam mnie rozwiązali. Nagle przyczepa ruszyła. Drgnęłam nerwowo i zaczęłam kopać stalowe ściany. Nic to nie dawało. Po paru godzinach auto się zatrzymało...
C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz