Byłam na łące. W naszym stadzie jest mało ogierów. Głównie z partnerkami. Byłam samotna. Stępem biegałam po łące. Niedługo potem kłusem, następnie galopem, a na końcu cwałem. Biegałam tak, że nikogo nie widziałam. Biegałam, jak światło. Baaaaaardzo szybko. Gdy nagle... jakiś ogier wbiegł na moją drogę!! Zatrzymałam się, aż zaczęło się kurzyć. Nie! Nie kurzyć! Palić! Konie się przeraziły. Ja prawię stratowałam ogiera. Tamte konie pobiegły po jakieś wiadra i oczywiście po wodę. Zapaliła się łąka. Zaczęłam płakać. Na szczęście. To malutkie spalenie... Jeden metr po trawie. Konie skarżyły się. Jeden koń kopnął mnie w żebro. Zapiszczałam. Pobiegłam. Konie się śmiały. Jeden koń był wściekły na mnie. Zarżał. Nastraszył mnie. Nikt na mnie nie spojrzał. Byłam na Granicy Stada. Stałam przy płotku. Było ciemno. Nagle poczułam obecność. Nastawiłam uszy. Usłyszałam szelest w krzaku. Prychnęłam. Nagle wyskoczył ogier. Jakiś ogier. Burknęłam:
-Kim jesteś?! Nie wiesz, z kim zadzierasz...-
<Level?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz