Kiedy obudziłam się rano był zwykły dzień. Nie byłam nawet zaspana, lecz myślałam tylko o jednym - Pić! Postamowiłam więc poszukać jakiegoś czystego jeziora.
Wędrowałam prawie godzinę. Myślałam, że umrę z pragnienia.
W końcu - znalazłam! Zanurzyłam pysk i roskoszowałam się krystaliczną wodą, gdy nagle usłyszałam gdzieś z oddali rżenie.
Nadstawiłam uszy uważnie... Przez chwilę panowała zupełna cisza, ale za chwilę... Tak! Nie myliłam się! Od razu pobiegłam w tamtą stronę i nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam na siwą klacz.
- Oj! Przepraszam bardzo, zagapiłam się i...
- Nie ma sprawy. - powiedziała spokojnie.
- Bo właśnie zauważyłam grupę koni i zastanawiam się, czy ewentualnie mogłabym dołączyć? - zapytałam dość niepewnie. Potem opowiedziałam klaczy całą moją historię. Zastanowiła się przez chwilę po czym odparła:
- Chyba możemy cię przyjąć, witaj w Stadzie Białej Róży!
Byłam przeszczęśliwa, że znalazłam swoje miejsce, lecz nagle coś do mnie dotarło.
- Stado Białej Róży? Słyszałam od wielu koni, które spotkałam o Tym stadzie, mówiły, że jest ogromne, ma ponad 100 członków, a tu jest zaledwie kilkanaście...
Wierzyłam klaczy, ale to było dość dziwne... Coś musiało się wydarzyć...
- Wiesz, to dość długa historia... - uśmiechnęła się lekko
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz