Biegłem, biegłem ile tchu w płucach. Trawa pokryta szronem, chrzęściła
pod moimi kopytami, a mroźny wiatr rozwiewał moją grzywę i ogon.
Oddychałem równo, nie męczyłem się zbytnio, w szczególności że nie
biegałem by poćwiczyć, lecz by się rozgrzać. Nagle gwałtownie stanąłem.
Przyczyną był odgłos stukających kopyt i rżenie. Zdziwiony, że przy
granicach stada ktoś jest ruszyłem. Przynajmniej będę mógł się kimś
"pobawić". Kiedy dotarłem na miejsce nikogo nie było. Przez chwilę się
rozglądałem, jednak kiedy stwierdziłem że nikogo nie ma w pobliżu,
obróciłem się i wtedy do moich uszu dobiegł ponownie tętent kopyt.
Błyskawicznie sie obróciłem i zobaczyłem ciemną sylwetkę znikającą w
lesie. Uśmiechnąłem się do siebie i przeskoczyłem płot dzielący mnie od
granic.
(Wolf Dark?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz