Byłem niemalże zdziwiony widokiem Weny, tu na terenach Stada Białej
Róży. O ile się nie mylę, przecież chyba ona zginęła. Jak widać raz nie
wystarczyło – pomyślałem. I jak widać nadal żywa. A może to sen? Zaraz
się obudzę i nikogo tu nie ma? Ale odpowiedzieć na jej pytanie musiałem,
po prostu musiałem:
-Pff… Normalnie. A u ciebie? – odparłem -Jak zwykle – stwierdziła Zapadła cisza. A ja nadal nie mogłem uwierzyć, że o to przede mną stoi Wena, ta która niemalże w starym Stadzie Białej Róży namawiała mnie do odejścia, groziła mi, mściła się nie wiadomo dlaczego, niszczyła moje życie… Nie mogłem uwierzyć. Zmusiłem się do słabego uśmiechu. -Nawet jeśli ty tu jesteś, to już nic nie będzie tak jak dawniej. – westchnąłem a uśmiech momentalnie zwiał z mojego pyska. Myśląc o starych czasach wspominałem je ze szczęściem ale jednocześnie smutkiem, że one się skończyły. Przypominały mi się moje pierwsze chwile w stadzie: Gdy wokół alf rozpaliłem koło ognia, ale niestety ogień poparzył ich a ja nie umiałem go zgasić. Czy jakoś tak. I myślałem wtedy, wstydziłem się potem używać ognia. Hah. Albo kiedy poznałem… Nie! Otrząsnąłem się szybko z tych wspomnień. Niestety, to co było już nigdy nie wróci. Nie spotkam nikogo z przeszłości, nikogo kogo pragnę spotkać. To było już i przeminęło, Level – upomniałem siebie myślach. -No to co, spacer może po terenach stada? Albo jakiś wyścig? – zaproponowałem Wena, kończ. |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz