Nie byłem zawiedziony tylko zdziwiony zachowaniem klaczy. Przywitaliśmy
się z uśmiechem na ustach a teraz żegnamy się ze smutkiem. Nie mogłem
tak zakończyć tego dnia! Zatrzymałem ją.
- Skyfall- zacząłem.- Jak mnie nie lubisz to spoko, przeżyję. Mam
jeszcze dużo przyjaciół. Dziękuję ci jeszcze raz, że mnie uratowałaś.
- Ale ... Harry ... Ja cię lubię ... ale ...
- Co ale!- krzyknąłem.
Klacz rozpłakała się i uciekła. Nie wiem gdzie pobiegła bo długo
patrzyłem jak znika na horyzoncie. Nie chciałem na nią zakrzyczeć ale
już nie wytrzymałem. Pobiegłem za nią. Niestety już jej nie widziałem.
Biegałem po wszystkich terenach w jej poszukiwaniu. Dotarłem do parku.
Na swojej drodze napotkałem mojego najlepszego przyjaciela- Martela.
Kłusował sobie po wąskiej dróżce.
- Martel! Martel!- zacząłem krzyczeć jak opętany.- Widziałeś Skyfall?! Proszę powiedz, że widziałeś!
- Widziałem, widziałem- zaśmiał się.- A co się tak do niej spieszysz? Zakochałeś się? Uuu ... Harry się zakochał!
- Nie zakochałem się Martel! Tylko przez przypadek na nią zakrzyczałem i ona z płaczem gdzieś pobiegła.
- A to zmienia postać rzeczy. Pobiegła w stronę jeziora.
- Dobra dzięki!- zawołałem już 20 metrów od ogiera.
Dobiegłem do jeziora. Skyfall siedziała na brzegu i łkała. Usiadłem obok niej.
- Skyfall ja cię ... Skyfall wybacz mi proszę!- jąkałem się.
Skyfall?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz