Przechodziłam się po terenach stada. Było miło i przyjemnie. Do czasu… Zauważyłam w rzece pełno krwi. Cofnęłam się. Zauważyłam w niej jakiegoś konia, który się dusił. Szybko podbiegłam do niego. -Ej! Nic ci nie jest?- spytałam, lecz koń nie odpowiedział, bo był nie przytomny. Wyjęłam go z wody. Zobaczyłam uciekającą sylwetkę konia, który szybko zniknął za krzakami. Postanowiłam pobiec do lekarzy. Niestety… nikogo nie było. -*Gdzie oni mogą być?*- pomyślałam. Miałam bardzo mało czasu. Koń, którego wyciągnęłam z rzeki mógł w każdej chwili umrzeć. W końcu zobaczyłam w dali chyba lekarza. Podbiegłam i zaczęłam rozmawiać: -No… ja…- zacinałam się nie wiedząc co powiedzieć z nieśmiałości -Ja… przy rzece leży jakiś koń- powiedziałam szybko i ruchem głowy rozkazałam biec za mną. Lekarz ruszył za mną galopem. Dotarliśmy na miejsce. Kałuża czerwonej krwi, płynęła z gardła ogiera. Lekarz szybko zaczął go opatrywać, tymczasem ja zastanawiałam się kto to mógł być. -Muszę go zabrać do mojej jaskini. Pomożesz mi?- spytał lekarz o imieniu Manuel -Tak Wzięliśmy ogiera na barki i zanieśliśmy do jaskini. Po udanym zabiegu, stanęłam nad ogierem, który powoli zaczął się budzić. By uniknąć rozmowy, wyszłam z jaskini. Słońce oświetliło moją błyszcząca sierść. Przymknęłam oczy, by uniknąć promieni. Weszłam powrotem do jaskini. <Harry?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz