Jasne
błyski zamieniały ciemne jak popiół nocne niebo w słońce, które gasło i
się zapalało, atmosfery dodawały potężne grzmoty, których nie mogłam
odróżnić od spadających drzew, łamiących się w pół. Uciekałam w
popłochu, biegłam nie zwracając uwagi na nic innego, nie byłam na
terenach stada. Byłam sama, nie było nikogo i niczego, co mogłoby mi
pomóc. Bałam się, tak strasznie się bałam. I wtedy kolejny piorun
przeszył niebo, odwróciłam się, potężne drzewo spadało, spadało wprost
na mnie, znieruchomiałam, nie mogłam się ruszyć, ono mnie miażdżyło...
Obudziłam się, dysząc ciężko, trudno łapiąc oddech. Siedziałam cicho, łzy leciały mi z oczu, powracały koszmary z dzieciństwa, ale noc była bezchmurna, jasna, jedynie trochę zimna, ale spokojna. Nie było burzy, nie miałam się czego bać, ale przed oczami nadal miałam ten potworny scenariusz. Rozglądałam się dookoła szukając kogoś, ale na próżno, byłam sama. Roztrzęsiona wstałam powoli i wyszłam na świeże powietrze. Mój krok zmierzał w kierunku jeziora. Perspektywa posiedzenia nad wodą, w tak piękną noc odsuwała złe myśli. Szłam w milczeniu oglądając wszystko dookoła. Ciemnością było otulone wszystko, ale nie negatywnie, wręcz przeciwnie. Było uroczo i magicznie. Od dawna nie słyszałam takiej ciszy, miejsca te normalnie pękały od nadmiaru hałasu i innych dźwięków. Miałam wrażenie, że tak naprawdę wszystko ożyło dopiero teraz... Instynktownie cofnęłam kopyto, które musnęło o lodowatą wodę, w jeziorze, chłód przeszył całe moje ciało i w tym momencie poczułam, że jest mi zimno. Wiatr mnie owiewał, ale stałam jak wryta patrząc w dal i nie myśląc o niczym. -Cześć. Usłyszawszy za sobą czyiś głos podskoczyłam ze strachu, po czym dopiero pomyślałam, żeby odwrócić się i sprawdzić do kogo on należy. Stał tam ogier, którego jakoś nie kojarzyłam. (Hubertus) |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz