Okrążyłam ogiera. Oceniałam jego siły. Z satysfakcją stwierdziłam, że jestem o wiele silniejsza.
-Twój ojciec? Tak? Pewnie jest to jeden z tych oswojonych nerdów pasących się za tym płotem. Żałosne.
Ogier odwrócił się. Ze zdumienia nie mógł wymówić słowa. Czułam, że kochał swojego ojca. Uważał go za bohatera. To był jego słaby punkt.
-Mój ojciec..! - zdążył krzyknąć gdy głos mu uwiązł w gardle
-Kim był? Według mnie nikim - odparłam z złośliwym uśmiechem myśląc jak sprowokować ogiera do walki
Ogier zmarszczył brwi i zaczął przebierać przednimi nogami. Stanął dęba i głośno zarżał. zaczął szarżować. Przeleciał obok mnie niczym błyskawica. Zrobiłam zręczny unik. Przeciwnik potrząsnął grzywą i obniżył głowę. Tym razem mu się udało. Rozpędził się jeszcze bardziej. Jednym szybkim ruchem powaliłam go na ziemię. Oszołomiony ruszał jeszcze kopytami. Dopiero po chwili odzyskał trzeźwość umysłu. Miałam czas na przemianę. Teraz byłam tym czym się stałam. Ogromną czarną wilczycą. Z rozkoszą oblizałam wargi patrząc na ogiera.
Rzuciłam się w stronę jego szyi. Ogier kopnął. Na szczęście zdążyłam zrobić unik. W jego oczach dostrzegłam zdeterminowanie. Takich koni nienawidziłam najbardziej. Tym razem udało mi się wgryźć w bok ogiera. Jęknął z bólu. Przygryzłam mocniej. Krew powoli sączyła się na ziemię.
W jednej chwili ogier zerwał się na nogi. Splunęłam na bok i wyszczerzyłam zęby ociekające krwią w paskudnym uśmiechu.
-Chcesz walki to będziesz ją miał... - spojrzałam zuchwale w stronę oszołomionego konia
-Tak będę - odparł przez zaciśnięte zęby
Popatrzył na swoją ranę na boku. Rozejrzał się. Już mnie tu nie było. Zanurzyłam się w ciemności otaczającego nas lasu. Zataczałam coraz ciaśniejsze koła wokoło ogiera. Byłam jednak na tyle daleko, że nie mógł mnie zobaczyć ani usłyszeń. Czasami docierał do jego uszu głuchy chichot. Przemieniłam się w czarną panterę. Rzuciłam się na ogiera. Moje pazury wbiły się w jego ciało. Próbował mnie strącić. Bezskutecznie. Rozpędził się. O mały włos omijał wielkie, stare dęby i buki. Im szybciej biegł tym mocniej zaciskałam pazury na jego ciele i tym większy był ból. W końcu zatrzymała się zdyszany. Zdążyłam odskoczyć zanim się przewrócił. Ledwo mógł złapać oddech. Stracił wiele krwi, był mocno odwodniony. Byłam z siebie dumna. Czułam przypływ sił. Walka skończyła się na paru małych siniakach.
Opuściłam miejsce walki pozostawiając ogiera samemu sobie. Dziwne bo nie miałam ochoty go dobić. Dotarłam do swojej jaskini. Zamrugałam oczami. Zakręciło mi się w głowie. Nagle uczułam dziwne kłucie w boku i okropny ból w klatce piersiowej. Wszystko zawirowało. Upadłam na kamienną posadzkę.
Jaspusiu? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz