Dołączyłem do tego stada, nie żałuję tego, jest tu na prawdę świetnie!
Miłe konie, fajna atmosfera, można było by tu mieszkać całe życie i
jeszcze o jeden dzień dłużej.
Pewnego dnia gdy jeszcze słońce siedziało za górą, ja byłem już na
nogach. Chciałem wyjść na spacer. Oddech świeżym tlenem jest jak koński
raj.Gdy Galopowałem, prawie cwałowałem, jednym słowem zachowywałem się
jak debil. Biegłem przed siebie. Nagle moje serce zagotowało się, na
skraju skarpy z której spływał wodospad stała klacz. Była mniej więcej
mojej rasy, wzrostu. Dzięki mojej mocy, odczułem jej ból.
-Co się stało?
-Kimkolwiek jesteś, idź stąd!
-Spokojnie, mam na imię Royal, mów mi Roy. Spokojnie. Nic ci nie zrobię.
Było jeszcze zimno i ciemno na polu. Mój oddech zamieniał się jeszcze w
chmurki. Ciepło klaczy onieśmielało mnie. Nie mogłem się odezwać. Jednak
ta była na prawdę tajemnicza i skryta. Kiedy podniosłem oczy i
przypatrzyłem jej się głęboko rzekłem:
-Spokojnie, mi możesz zaufać. Wiem co czujesz, ale nie wiem z jakido powodu.
Klacz uśmiechnęła się i powiedziała:
<Skyfall?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz