środa, 30 października 2013

Od Lonely Shadow'a

Dołączenie do tego zapchlonego stadka było moją porażką. Jak mogłem być taki głupi? I jak ONI mogli być tacy naiwni? Prędzej czy później przecież i tak skończą jak nędzne szczury, powybijam ich każdego osobno. Teraz jednak podelektuję się ich bólem i strachem. Nie wszystko naraz, że tak powiem.
Ruszyłem przed siebie miarowym krokiem. Miałem zamiar zwiedzić trochę okolice i znaleźć sobie jakąś dobrą miejscówę na pewien czas. Może przy okazji jakiś konik wpadnie w moje wredne kopytka? Kto wie.
Po jakimś czasie stwierdziłem, że nie mogło być gorzej. Nie dość, że konie słodziusie i cherlawe, to jeszcze do tego liche terytorium. Powiem tylko tyle: totalne dno. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i prychnąłem gniewnie. Aby poprawić sobie nastrój, pozbawiłem życia pary kwiatów i roślin, po czym spaliłem jedno młode drzewko. Ruszyłem dalej, nadal jednak poirytywany. Oczekiwałem konfrontacji.
Jak na życzenie, przeszedłszy kawałek dalej, zauważyłem jednego z ogierów ze stada. Wyglądał na słabeusza i idiotę, więc skierowałem się w jego stronę. Widząc mnie, na jego twarzy zagościł idiotyczny uśmieszek.
- Cześć! Nazywam się Shadow... Wiesz, jestem tutaj nowy i jeszcze się nie orientuję. Ty wyglądasz na bardziej obeznanego. Mógłbyś mnie oprowadzić, prawda? - wyszczerzył do mnie ząbki.
Sam fakt, że ogier ma prawie tak samo na imię już mnie wyprowadził z równowagi, nie mówiąc już o jego nazbyt wesołym zachowaniu i zuchwałej mince.
- Posłuchaj no mnie, bałwanie - warknąłem, podchodząc bliżej. Nasze oczy prawie, że się stykały. - Wiesz może, z kim rozmawiasz?
Wesołek cofnął się kilka kroków dalej, zdezorientowany zaszłą sytuacją.
- Ym... Nie za bardzo znam twoje imię... Ale... - jąkał się.
Posłałem w jego stronę kulę ognia. Jego przylizana grzywa i ogon zaczęły się palić, a on zaczął rżeć przeraźliwie. Kopnąłem go w pierś, tak, że upadł na ziemię, jęcząc z bólu. Już miałem zadać mu serię ciosów w łeb, kiedy jakiś głos rozległ się w oddali za mną.
- Daj spokój temu półmóżdżkowi. Nie jest wart sił.
Odwróciłem się gwałtownie.
- Kimkolwiek jesteś, nie będziesz mi mówić, co mam robić - odrzekłem dysząc ze złości.
- Spokojnie, spokojnie - postać zaśmiała się. - I tak już ci uciekł.
Popatrzyłem za siebie rozgniewany i faktycznie - unosił się tam już tylko kurz. Postanowiłem jednak, że dopadnę go w najbliższej wolnej chwili.
Spojrzałem jeszcze raz na śmiałka. Jego postawa zirytowała mnie. Skierowałem się w jego stronę. Kiedy podszedłem bliżej, okazało się, że jest to... klacz! Ta wiadomość rozśmieszyła mnie, jak nigdy.
- Jak śmiesz... - zacząłem. - Kim w ogóle jesteś, że odważasz się mówić do mnie tak zuchwale?
Klacz popatrzyła na mnie z niedbałością.
- Coś nie w temacie jesteś, nie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Może najpierw ty się przedstaw?
Zbyt śmiała. Będzie jeszcze tego żałowała.
- Panienkę chyba coś dzisiaj ponosi - uciąłem.
Klacz popatrzyła na mnie zaintrygowana, po czym westchnęła.
- Trudny przypadek z ciebie - zwróciła się do mnie.
Zmrużyłem powieki. Wkurzał mnie jej brak powagi, jednak postanowiłem dać na rozwagę. Trzeba najpierw poznać swojego przeciwnika.

(Wolf Dark?)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz