czwartek, 31 października 2013

Od Midnight'a

Galopowałem miarowym krokiem po leśnych terytoriach Stada. Patrzyłem przed siebie smutnym wzrokiem. Tyle ostatnio się wydarzyło... Moje życie momentalnie się zmieniło. Cały czas nie mogłem uwierzyć w to, że znowu żyłem w grupie - nie sam. Wiedziałem, że jeszcze długo się do tego nie przyzwyczaję. Ale cóż, może mój ciężki żywot zmieni się tutaj na lepsze? Są małe szanse, ale zawsze są.
Wiatr wzbierał się na sile. Wiał coraz to mocniej i mocniej, aż zerwała się prawdziwa wichura. Pierwsza kropla deszczu spadła na ziemię. Spojrzałem ociężale w górę, ale nie przestawałem galopować. Taka pogoda pomagała mi i sprawiała lepszy humor. Deszcz w zupełności wyrażał moje uczucia - smutek, żal, gorycz i samotność. Melancholijna melodia budziła we mnie głęboką świadomość wszystkiego, co się ostatnio wydarzyło.
Na niebie zaświeciła błyskawica. Rozległ się potężny grzmot, a deszcz zamienił się w ulewę. Wierzgnąłem kopytami, zarżałem przenikliwie i przyspieszyłem do cwału. Zamknąłem oczy pogrążony w nagłej wolności. Pędziłem naprzód, nie bacząc na nic. Trwało to dobre kilkanaście minut, aż nagle usłyszałem czyjś cichy, przestraszony krzyk. Otworzyłem oczy i zacząłem gwałtownie hamować. Było jednak za późno. Z odgłosem głuchego zderzenia wpadłem na jakąś młodą klaczkę. Moc uderzenia była tak mocna, że odrzuciło nas na kilka metrów od siebie. Jęknąłem cicho i potrząsnąłem głową, próbując wrócić do rzeczywistości. Otworzyłem powoli oczy i ku mojemu przerażeniu, klacz leżała bez ruchu. Podszedłem do niej pełen obaw. Wpatrywałem się w nią przez chwilę, nie wiedząc co zrobić.
- Słyy... słyszysz mnie? - zapytałem cicho. - Przepraszam, nie widziałem cię.
Klacz zamrugała kilka razy powiekami i wlepiła we mnie wzrok. Spuściłem głowę na dół, nie patrząc na nią.
- Wszystko... dobrze? - spytałem, nie wiedząc co powiedzieć.
- Taak... Chyba tak... - odpowiedziała niepewnie, próbując wstać. Po chwili udało jej się to i stanęła chwiejnie na nogach. Jej ciałem przeszedł nagły dreszcz.
- Ja... naprawdę nie chciałem, przepraszam - mój głos drżał.
- Nic się nie stało - odrzekła krótko. Po chwili ciszy dodała - jestem Levata.
Przedstawiłem się również. Głupio mi było za całą tę sytuację, a moja nieufność i niepewność do innych jeszcze bardziej mi przeszkadzała w poukładaniu zdań.

(Levata?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz