Zobaczyłem brata chodzącego z jakąś klaczą. Z jednej strony, zazdrościłem mu, ale z drugiej...no cóż.
Szedłem przez łąkę. Wydawała mi się jeszcze obszerniejsza niż jest. W końcu zacząłem zblirzać się do końca. Zobaczyłem piękną klacz. Moje oczy zalśniły, serce zaczęło mocniej bić, i jakbym stanął, jakby coś mnie sparaliżowało. Ale- dla własnego dobra- postanowiłem jednak wrócić do rzeczywistości. Potrząsnąłem łbem. Obok mnie przechodził akurat brat.
-Hej, Ruduś- szepnąłem- nie wież jak nazywa się ta wspaniałą klacz?
-Wiem- powiedział i patrzył na mnie wyczekukjąco
-I...
-Nazywa się...- wiedział, że mnie to irytuje- Jenny, nigdy jej tu nie widziałeś..? I co Ci się stało! Ty, taki śmiały nagle zaniemówiłeś? Mój braciszek się zakochał? Nie wieżę!
Parsknąłem tylko, i podszedłem do klaczy. Czułem się przy niej dziwnie, jak nigdy. Serce waliło mi jak szalone.
-Cześć, jestem Gniady...- powiedziałem, i zanim dodałem coś jeszcze, klacz powiedziała pierwsza.
<Jenny, dokończysz proszę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz